niedziela, 5 października 2014

Rozdział VI


Festyn z okazji 20-tych urodzin księcia Williama II miał być dniem, gdzie wszyscy mieszkańcy Królestwa Guardia mieli się cieszyć, bawić i świętować. Nikt nie przypuszczał, że w ten dzień stanie się coś tak strasznego... Na ogromnym placu przed kolosalnym zamkiem panował zamęt. Szyby w pobliskich budynkach popękały rozsypując na ziemi szkło, na dworze zrobiło się niebezpiecznie i zimno. Nikt nie wie skąd nagle zerwał się wiatr, który nawet obalał pobliskie drzewa i niszczył przeróżne stoiska. Ludzie uciekali w panice nie zauważając kto tak naprawdę jest tego sprawcą. Niektórzy nawet uważali, że to Bóg zezłościł się o coś na następcę tronu i w swym gniewie zesłał to nieszczęście, jednak prawda była inna...

Pewien mężczyzna patrzył z paru metrów odległości na to, jak za sprawą jednego małego, delikatnego gestu znika ludzkie życie z tego świata. Przez chwilę jego oczy patrzyły na pozostałości martwego i kałużę krwi wylewających się z kawałów ciała. Ten widok był przerażający, a jeszcze bardziej było przerażające to, że osobą która zabiła tego człowieka była kobieta, w której się zakochał. Niemal zrobiło mu się słabo, kiedy patrząc w stronę dziewczyny ta lekko obróciła swoją twarz umazaną od kropli krwi w jego stronę wyszczerzając swe usta w szaleńczym uśmiechu po czym wędrowała dalej w stronę zamku. Choć wiedział, że musi coś z tym zrobić miał mętlik w głowie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to on jest za nią odpowiedzialny, ale jego serce kłóciło się z mózgiem. Przecież to nie może być jego Hanatsuki! Hanatsuki, którą on poznał była nieśmiała, dobra, mądra i przewrażliwiona, bała się samotności i bólu, ale nigdy by nie zabiła człowieka! Nie ona! 
 - Przepraszam Hanatsuki... - wypowiedział cicho idąc w jej stronę szybkim krokiem. Wiedział dobrze, że ta dziewczyna może go zabić bez mrugnięcia okiem, ale musiał to zrobić. To co zamierzał zrobić było jedyną nadzieją, ale wymagało z jego strony psychicznego poświęcenia, wiedział że ona może mu tego już nigdy nie wybaczyć, dlatego był wstanie nawet dla niej umrzeć. Kiedy był coraz bliżej czerwonowłosej sięgną do swojego pasa, gdzie zawsze pod marynarką miał schowany niewielki stworzony do walki szczylet po czym zaczął biec w jej stronę najszybciej jak umiał. Dziewczyna czując obecność mężczyzny za sobą szybko odwróciła się w jego stronę z zamiarem zabicia, ale już w tedy było za późno... Szczylet znalazł się w jej klatce piersiowej trafiając w same serce. Przez chwilę stała tak nieruchomo czując ogromny ból w klatce. Była wściekła, chciała się natychmiast zemścić. Szybkim, zdecydowanym ruchem odepchnęła mężczyznę od siebie przy tym wyjmując zakrwawione ostrze. Z jej ust ulatywała krew z trudem uniosła głowę w jego stronę by zabić, ale to co zobaczyła powstrzymało ją przed dokonaniem tego.
 - Ha... ru...? - wykrztusiła patrząc jak z oczu mężczyzny płyną pełne żalu łzy. Z perspektywy blondyna wyglądało to tak jakby dziewczyna walczyła przez chwilę sama ze sobą starając się pokonać swoje drugie "ja". Kiedy wypowiedziała jego imię podobnie jak u niego z jej oczu wypływały słone łzy. Wiedziała, że już długo nie ustoi na nogach, krew zbyt szybko wypływała z jej ciała. Chwiejnym krokiem starała się podejść bliżej mężczyzny wyciągając ku niemu swoją drobną dłoń. Wiedział już, że Hanatsuki stała się na powrót sobą, więc nie bał się już do niej zbliżyć, kiedy zobaczył jak dziewczyna upada na ziemie w ostatnim momencie zdążył ją złapać ochraniając przed upadkiem.
 - Hanatsuki...? - wypowiedział cicho jej imię patrząc na jej nieprzytomną twarz. Wiedział, że nie może dłużej tutaj zostać, ale nie mógł zapanować nad swoimi uczuciami. Czuł się jakby naprawdę zabił swoją ukochaną, a ciężar tego czynu był naprawdę wielki. Siedział tam jeszcze z piętnaście minut tuląc śpiącą dziewczynę mocno do siebie, aż jego droga marynarka przesiąkła krwią dziewczyny. Kiedy w końcu się w miarę uspokoił wstał z miejsca nadal trzymając dziewczynę rozglądając się dokoła. Cały plac wyglądał koszmarnie i opustoszał. Powoli ruszył w drogę powrotną do swojego powozu, gdzie czekał woźnica wraz z Lucy.

Międzyczasie książę William wymknął się z zamku chcąc odnaleźć dziewczynę z która tak miło spędził dzień. Miał wyrzuty sumienia, że zostawił ją samą na placu tylko po to by pozdrowić poddanych. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ta dziewczyna była tu obca. W końcu nawet nie znała tego miasta ludzie również wydawali się jej nie znać, a w końcu nie sposób zapomnieć taką piękność. Na domiar złego rozpętał się ten chaos... Wszystko na przekór jego szczęściu. Biegnąc placem na którym odbywał się festyn zobaczył zwłoki poćwiartowanego strażnika. Niemal od razu zwymiotował obok nie wierząc w to co widzi. Kawałek dalej dostrzegł kolejną dużą plamę krwi, jednak ciała poszkodowanego nie było, ale za to dostrzegł kolejne małe krople krwi prowadzące w stronę jednej z głównych ulic miasta. Robiło się nieprzyjemnie krew nigdy nie była dobrym znakiem. Szybkim biegiem podążał za śladami krwi, kiedy dostrzegł pewien kapelusz, który zdobiły przyszyte, sztuczne, czerwone róże. Gdy podniósł owy kapelusz jego ciało przeszył strach, ponieważ znał jego właściciela. Spanikowany biegnąc przed siebie szukał wzrokiem czerwonowłosej, która prawdopodobnie jest ciężko ranna. Do ostatnich sił jej szukał, ale nie znalazł. Zrezygnowany ciężko dysząc skręcił w mniejszą ulicę, gdzie dostrzegł pewien bogato zdobiony powóz do którego od drugiej strony zbliżał się pewien mężczyzna trzymając na rękach nieprzytomną dziewczynę. Jak nowo narodzony w skutek podniesionego poziomu adrenaliny uzyskał siłę by biec prosto do celu.
 - Hanatsuki! - wykrzyczał najgłośniej jak potrafi zwracając na siebie uwagę Haru, który widząc go nie mając czasu postanowił go zignorować wsiadając wraz z Hanatsuki do powozu, który zaraz po tym ruszył ku drodze do domu. Książę nie mógł uwierzyć, że po tak długich poszukiwaniach, kiedy udało mu się ją znaleźć. Obcy dla niego człowiek zignorował go tak po prostu odjeżdżając. Jak tak można? Przecież on jest księciem! Jak go znajdzie jeszcze się z nim policzy, nie pozwoli, by go tak traktowano, a co najważniejsze odbierze mu Hanatsuki.

Byli już w domu, gdzie nic nikomu już nie groziło. Godziny mijały, a dziewczyna jeszcze się nie budziła. Spała spokojnie regenerując swe ciało w jego pokoju, po tym jak została wykapana i opatrzona przez Lucy i Yumito, które po opowieści Haru dowiedziały się prawdy o całym zajściu i o tajemniczych mocach Hanatsuki. Nie lękały się dziewczyny, były wstanie zaakceptować wszystko co powie Haru bez żadnego mrugnięcia okiem, czy strachu, ponieważ gdyby nie ich pan z pewnością mogłyby już nie żyć, ale to stara historia... Yumito najstarsza pracownica w dworze Naraboshi'ch przez kolejne godziny starannie doglądała śpiącej dziewczyny co jakiś czas sprawdzając stan rany, która szybko się goiła. Lucy jako karę otrzymała zakaz opuszczania budynku rezydencji i nakaz wykonywania cięższych prac domowych, aż do odwołania. Ten kto będzie jej pomagać dostanie równie surową karę, dlatego pozostała służba woli nie ingerować w jej pracę. Tak też mijały kolejne godziny, aż do świtu słońca.

piątek, 13 czerwca 2014

Informacja

Hej ludziska!

Chciałam Was poinformować, że założyłam nowego bloga, gdzie głównymi bohaterami opowiadania są Sasuke i Sakura, zaś drugoplanowymi Naruto i Hinata.

Samo opowiadanie z początku będzie miało miejsce w świecie shinobi, gdzie nasi główni bohaterzy żyli od urodzenia, aż do wieku wahającego się między 16-17 rokiem życia. Podczas pewnej misji nasi ulubieńcy zostają wciągnięci przez nieznane jutsu wymiaru czasu, które wyrzuca ich w różnych kątach naszego realnego świata. Z pewnością nie zabraknie romansu, dramatu, brutalności i łez, a także trudnych dla par chwil, które być może doprowadzą ich do upadku. Jak myślicie, jak Sakura, Sasuke, Naruto, Hinata i parę innych pobocznych bohaterów poradzą sobie bez możliwości używania chakry i swoich wypasionych jutsu? Czy zdołają powrócić do swojego ojczystego świata shinobi? Czy też w ogóle będą chcieli tam wrócić? 

Aby odpowiedzieć na te pytania zapraszam do czytania bloga:
zagubieni-shinobi-wymiar-czasu.blogspot.com 

sobota, 31 maja 2014

Rozdział V

Obudził się o wschodzie słońca czując przyjemny ciężar na swojej klatce piersiowej. Kiedy spostrzegł czerwono-włosom przypomniał sobie wczorajszą noc, kiedy to zapłakana wpadła w jego ramiona zasypiając. Nie mając większego wyboru zabrał ją do swojego pokoju, gdzie w tajemnicy skradł jej pocałunek. Kiedy o tym myślał jego serce waliło coraz mocniej, a twarz nabierała rumieńców. Chcąc jej nie obudzić wstał delikatnie opierając jej głowę o poduszkę, po czym wszedł do łazienki, gdzie jak zwykle o tej porze czekała na niego kąpiel. Szybkimi ruchami zdjął z siebie nocne ubrania i zanurzył się w gorącej wodzie będącej w wannie. Ponownie rozmyślał nad swoim życiem wspominając czas, kiedy był jeszcze młodym chłopcem. Cały czas wspomnienia żyjące w jego pamięci wypełnione były obrazem jego chorowitej, ale za to wspaniałej matki, która obecnie żyje gdzieś daleko stąd pod tym samym niebem. Gdzie jesteś i dlaczego mnie zostawiłaś? Zadawał sobie pytanie, gdy nagle usłyszał głośny huk dochodzący z jego pokoju. Przerażony szybko wyszedł z wanny owijając się w pasie ręcznikiem, po czym szybko wybiegł do pokoju, gdzie na podłodze siedziała oszołomiona dziewczyna, która widząc mężczyznę prawie nagiego spanikowała, a jej twarz przybrała barwę dojrzałego buraka.
 - Co się stało? Co to był za huk i dlaczego siedzisz na podłodze? - zapytał podchodząc na przeciw Hanatsuki pomagając jej już po chwili wstać.
 - Ja spadłam w łóżka. - słysząc tą odpowiedź aż trudno było mu w to uwierzyć, w końcu to łóżko jest ogromne, więc jakim sposobem ona z niego spadła? Pytał sam  siebie, kiedy ona przyglądała się bacznie jego umięśnionemu, nieco opalonemu ciału.
 - Wszystko w porządku? Nic sobie nie zrobiłaś? - pytał z troską łapiąc delikatnie jej dłoń i przyciągając do siebie tak, że wpadła w jego szerokie ramiona. - Naprawdę się wystraszyłem, że coś się tobie stało. Nie strasz mnie tak więcej. - objął ją mocno zapominając o przetrzymywaniu ręcznika, który bezwiednie opadł na podłogę.
Dziewczyna zwracając uwagę na opadający ręcznik natychmiast zareagowała mówiąc:
 - Haru... twój ręcznik... - wyjąkała zawstydzona próbując odwrócić od niego wzrok.
 - Cii... zostańmy tak chwilę. - wyszeptał słysząc bardzo szybkie bicie serca dziewczyny. - Boisz się mnie? - zapytał chcąc się upewnić, że nie robi jej krzywdy.
 - To nie tak, że się boję... Nie wiem  jak to ująć... Odczuwam uczucie którego wcześniej nie czułam, przez co nie wiem jak się zachować.
 - A co czujesz?
 - Podenerwowanie, serce bije mi tak szybko, że mam wrażenie jakby miało mi zaraz wyskoczyć, jednak nie odczuwam strachu. Nie wiem jak opisać to odczucie, które mi teraz towarzyszy. Mimo, że czytałam tyle książek nie znalazłam opisu tego uczucia... To tak jakbym pragnęła czegoś, ale bała się tego sięgnąć.
 - To pożądanie.
 - Czy to złe uczucie?
 - Nie. Ja też właśnie czegoś pożądam, ale boję się po to sięgnąć. Czy pozwolisz mi pokazać jak zaspokoić twoje pożądanie?  - nie słysząc odpowiedzi na zadane pytanie ucałował jej pełne barwy usta. Od wczoraj, kiedy to skradł  pocałunek pragnął więcej i więcej. Nie mogąc się powstrzymać pogłębił go chcąc zaspokoić swoje żądze. Wiedział, że nie może pozwolić sobie na na więcej, dlatego też była to dla niego magiczna chwila, gdzie może na chwilę oderwać się od niekorzystnej rzeczywistości. Hanatsuki nie protestowała bowiem dla niej podobnie jak dla Haru była to magiczna chwila pozwalająca uciec od smutnej, pełnej cierpienia przeszłości, której tak bardzo nienawidziła.

Nagle magia chwili zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Ni stąd ni zowąd w głowie dziewczyny pojawił nieznajomy głos, który nawoływał jej imię. Przerażona dziewczyna odsunęła się od mężczyzny przerywając pocałunek. Haru widząc jej reakcje patrzył na nią niezrozumiałym wzrokiem, kiedy ona pogrążona w swoich myślach wsłuchiwała się w obcy głos.
 - Hanatsuki przepraszam zrobiłem coś nie tak? - zapytał, kiedy czerwonowłosa wykrzyknęła przerażona z łzami w oczach.
 - Zostaw mnie w spokoju! - wybiegła z pomieszczenia pozostawiając go kompletnie załamanego ze swoimi myślami. Niestety mężczyzna nie zdawał sobie sprawy z tego, że dziewczyna tak naprawdę nie mówiła tego do niego. W pewnym momencie głos w jej głowie stał się nie do zniesienia i dlatego też w taki, a nie inny sposób zareagowała. Kiedy dobiegła do opustoszałego pomieszczenia, które okazało się być magazynem na starocie uważnie rozejrzała się na wszystkie strony. Jej uwagę przykuło w połowie zasłonięte lustro, którego rama była wykonana z najprawdziwszego złota. Powoli podeszła do owego lustra ściągając do końca materiał, który je zasłaniał. Patrząc na swoje odbicie zdziwiła się niezmiernie, kiedy zamiast szkarłatnych włosów zobaczyła jasne niczym słońce włosy, a wcześniej ciemne oczy w odbiciu wydawały się niebieskie niczym niezanieczyszczony ocean.
Przez chwilę stała w bezruchu uważnie przyglądając się swojemu odbiciu, kiedy nagle przez jej głowę zaczęły przelatywać przeróżne obrazy wspomnień zawierające fragmenty przeszłości. 

 - Co to było? - zapytała na głos czując niepokojące skurcze w klatce piersiowej, gdy ku jej zdziwieniu usłyszała odpowiedź.
 - Dlaczego się tak dziwisz? Przecież zostałaś naznaczona moim znamieniem. Twoje życie jest wieczne podobnie jak moje. - przerażona rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nikogo nie zauważyła. - Jestem tutaj. - usłyszała ponownie głos zwracając się z powrotem w stronę lustra. Nie widząc nic z wyjątkiem swojego odmienionego odbicia zniecierpliwiona zapytała:
 - Gdzie?
 - Tutaj. - lustro stuknęło, a tajemnicza postać dodała - Jestem tobą, tak samo jak Ty mną. Powiedz mi dziewczę... Nie czujesz nienawiści do ludzi? - zapytało odbicie robiąc smutną minę pełną żalu i współczucia.
 - To nie możliwe byś była mną. Fakt, że cię słyszę jest tylko wytworem mojej wyobraźni.
 - Czyżby? - roześmiała się słysząc odpowiedź dziewczyny. - W takim razie już wkrótce przekonamy się czy jestem prawdziwa, czy też nie. Jeszcze się spotkamy spadkobierczyni rodu Sabishira.  - po tych słowach odmienne odbicie zniknęło pozostawiając po sobie te realne, a głos, który dziewczyna wcześniej słyszała ucichł lecz nie na długo... Usiadła na starym fotelu rozmyślając nad tym co się chwilę temu wydarzyło. Nie mogła uwierzyć, że rozmawiała z kimś kogo w zasadzie nawet nie widziała. To było dla niej zbyt wiele... Kiedy w końcu znalazła miejsce, gdzie nie jest traktowana jak jakiś odmieniec, wszystko się wali niczym domek z kart. Na dodatek zdawała sobie sprawę, że zraniła nieumyślne Haru, który ofiarował jej tak wiele ciepła i uwolnił ją z jej piekła. Nie wiedziała jak ma wytłumaczyć mu swoje zachowanie, ale wiedziała jedno musi go czym prędzej przeprosić. Będąc przekonana o słuszności swojego postanowienia opuściła schowek i ruszyła w stronę pokoju jej wybawcy. Idąc dumnie korytarzem mijała wiele par drzwi prowadzących do przeróżnych pomieszczeń, jednak oprócz służących i lokaj'i nie zastała nigdzie szukanej przez siebie osoby. Nawet gdy dotarła do jego pokoju ślad po nim zaginął... Była zrozpaczona, tak bardzo chciała przeprosić, ale nigdzie nie mogła go znaleźć. Na jej szczęście już od dłuższego jej poczynaniom przyglądała się jedna młodsza służąca, która widząc zdenerwowaną Hanatsuki przyjaźnie zapytała:
 - Mogę Pani jakoś pomóc? - Hantasuki uważnie przyjrzała się służce dziękując w myślach za to, że to właśnie główna podopieczna pani Yumito. - Przepraszam, że się nie przedstawiłam Pani. Jestem Lucy Namisaki.
 - Rozumiem. Miło mi cię poznać. Nazywam się Sabishira Hanatsuki. Wiem, że jesteś zajęta, ale proszę pomóż mi.
 - Od tego tu jestem. Naszym głównym zadaniem jest pomoc naszym pracodawcą i jego gościom  Bez znaczenia czy siedzimy, czy też pracujemy. - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.
 - Nawet nie wiesz jak się cieszę. Błagam pomóż mi znaleźć Haru.
 - Niech się Pani uspokoi. Panicz wyjechał chwilę temu do miasta, niedługo wróci.
 - Problem w tym, że to nie może czekać. Muszę go szybko znaleźć i przeprosić. Gdzie jest to miasto? - zapytała pośpiesznie chcąc jak najszybciej znaleźć Haru. Jednak Lucy doskonale zdawała sobie sprawę, że mimo wszystko nie może pozwolić na to by Hanatsuki opuściła tą rezydencje, ponieważ taki dał rozkaz sam pan tego domu Haru. Przez chwilę zwykle uśmiechnięta dziewczyna zastanawiała się nad odpowiedzią, którą powinna udzielić czerwonowłosej, ale coś jej nie pasowało. Wie, że nie powinna tego robić, ale jakoś nie mogła wykonać rozkazu widząc jej załamaną twarz, dlatego mimo konsekwencji jakie mogą ją czekać postanowiła jej pomóc na własną rękę.
 - Pomogę Pani się tam dostać, jednak musi się Pani wcześniej przebrać w coś co nie będzie przyciągać tak dużej uwagi, o ile nie będzie to kłopotem. - dopowiedziała lekko speszonym głosem patrząc na drogą, jedwabną koszulę nocną, którą Hanatsuki miała na sobie.

 - Nie potrzebuję drogich sukni. Chcę po prostu się tam dostać.
 - Rozumiem. W takim razie proszę za mną. 
 - Prowadź. - ruszyła za blondynką na najwyższe piętro rezydencji, gdzie mieszkała tylko służba. Chcąc nie chcąc musiały się skradać, ponieważ wpuszczanie gości na najwyższe piętro jest surowo zakazane przez Haru. Kiedy z trudem udało im się dostać do pokoju Lucy dziewczyna wyciągnęła ze swojej szafy jasno bordową chustkę i pewną kremową sukienkę wykonaną z tańszego materiału, sięgającą do samych kostek podobnie jak większość takich kreacji.
 - Jaki Pani ma numer stopy?
 - 36.
 - To naprawdę rzadkość mieć tak małą stopę. Na szczęście jedyną osobą w tej rezydencji z takim numerem jestem ja. To naprawdę szczęście. - uśmiechnęła się pogodnie wyciągając tego samego koloru co suknia buty na lekkim obcasie. - Wiem, że to nie to samo co drogie i piękne suknie, ale tylko tak nie będzie się Pani rzucała zbytnio w oczy. Naprawdę przepraszam za zaproponowanie czegoś takiego...
 - Jest w porządku, jestem ci naprawdę wdzięczna, nawet nie wiesz jak bardzo za twą pomoc.
 - Dziękuje, to naprawdę cenna dla mnie pochwała Pani.
 - Hanatsuki.
 - Słucham?
 - Mów mi Hanatsuki.
 - Ale ja nie powinnam... - spuściła głowę zawstydzona.
 - Chodzi o różnice społeczne? Nie dbam o to. Wiele rzeczy nie rozumiem i być może nie zrozumiem, ale myślę że nie powinno się dzielić ludzi na różne klasy. Ludzie powinni mieć takie same prawo niezależnie od tego czy posiadają bogactwo, czy też nie.
 - Szkoda, że obecna monarcha tak nie myśli... Nie żeby mi nie odpowiadała praca tutaj. Naprawdę ją lubię, ponieważ dzięki niej mogę go spotkać... - zaczerwieniła się jeszcze bardziej chowając twarz w dłoniach. - Przepraszam nie powinnam o tym mówić. Pomogę się Pani przebrać i upiąć włosy.
 - Skoro nie chcesz mnie oficjalnie nazywać przy innych po imieniu, to przynajmniej używaj go gdy jesteśmy same, dobrze? Jeśli pozwolisz ja także będę nazwała Cię po imieniu Lucy.
 - To będzie dla mnie zaszczyt.
 - Nie musisz czuć się zaszczycona. Traktuj nas na równi. - po tych słowach dziewczyny rozmawiały jeszcze przez długi czas podczas przebierania Hanatsuki, aż poprzez użycie drobnego oszustwa na jednym z woźniców rezydencji wsiadły do powozu, który zabrał je do miasta. Kiedy dojechały do wyznaczonego miejsca wysiadły z powozu rozglądając się uważnie. Mimo taniego ubioru Sabishiry ludzie zwracali uwagę na jej kolor włosów, oczu, jak i nieskazitelnej jasnej skóry połączonej z niezwykłą urodą. 


 - Jesteś naprawdę niezwykła Hanatsuki. Nawet tańszy ubiór nie zamaskował twojej urody. 

 - Tak myślisz? - zapytała uważnie rozglądając się dokoła, kiedy do jej uszu dotarł miły dźwięk roznoszącej się po mieście muzyki. - Cóż to takiego? Taki miły i przyjemny dźwięk... - przymknęła powieki okręcając się wokół własnej osi. 
 - To muzyka. W mieście organizowany jest festyn z powodu 20-tych urodzin następcy tronu, Księcia Williama II. 
 - Chciałabym tam pójść. Nigdy nie brałam udziału w czymś takim. 
 - Niestety nie możemy, a przynajmniej Ja nie mogę. - powiedziała ciszej idąc w głąb miasta towarzysząc dziewczynie. 
 - Dlaczego? Czyż festyn nie jest dla wszystkich? 
 - Służba nie ma prawa brać udziału w takich wydarzeniach, ponieważ to nie przystoi, dlatego też trzymamy się od takich uroczystości z daleka. 
 - Rozumiem... To naprawdę przykre. 
 - Przyzwyczaiłam się. A teraz nie traćmy czasu i poszukajmy Panicza. - zachęciła idąc na przód. 

Szukały ponad godzinę, ale bezskutecznie. Ruch podczas nadchodzącego festynu był zbyt duży, by kogokolwiek znaleźć. Były tak skupione na znalezieniu Haru, że nawet nie zauważyły, kiedy rażący tłum ludzi ich rozdzielił. Gdy zorientowały się co się stało było już za późno. Zamiast szukać Haru musiały znaleźć same siebie, by bezpiecznie wrócić do domu. 

Hanatsuki szła jedną z mniejszych ulic rozglądając się za Lucy, której nie mogła znaleźć. Trudno jest kogoś znaleźć nie znając nawet miasta, w którym się jest. Jedynym wyjściem było pójście w stronę dochodzącej z oddali muzyki, gdzie być może po wcześniejszej rozmowie znajdzie ją blond włosa dziewczyna, z którą tu przybyła. Z cichą nadzieją w sercu kroczyła przed siebie, gdy nagle niedaleko dostrzegła czyjąś postać biegnącą w jej stronę, która przez nieuwagę wpadła na nią nim zdążyła się odsunąć przy okazji powalając ją na ziemię, która ubrudziła jej jasną suknię.
Cicho jęknęła czując ból po upadku, gdy nagle owa postać okazująca się być mężczyzną wstała podając jej pomocna dłoń, którą natychmiast przyjęła wstając na równe nogi. 
 - Nic Ci nie jest? - zapytał przyglądając się jej od góry do doły. 
 - Nic, ale moja suknia jest cała wybrudzona. - odpowiedziała dokładnie ilustrując mężczyznę, który ubrany był, jak bardzo bogaty hrabia. Zielone piękne oczy wspaniale komponowały się z jego blond włosami. "Przypomina mi trochę Haru, gdyby nie te oczy... Z pewnością gdybym nie widziała jego twarzy bym go z nim pomyliła..." Pomyślała, kiedy ku jej zdziwieniu lekko opalony blondyn złapał ją za dłoń mówiąc:
 - Zaraz się tym zajmiemy, jednak teraz biegnijmy. - pociągną ją w swoją stronę zaczynając biec. Hanatsuki nie mając większego wyboru biegła razem z nim mijając kolejno następne uliczki, kiedy nagle pośród tłumu w oddali spostrzegła samego Haru. Niespodziewanie wyrwała swoją dłoń z uścisku mężczyzny przez chwile wpatrując się w miejsce, gdzie Naraboshi rozmawiał z inną kobietą, która nie tylko zalotnie mrugała oczami, ale i posyłała pełne uroku uśmiechy. Widząc to chciała wykrzyczeć jego imię, ale jakoś nie potrafiła. Stojący obok blondyn zauważywszy jej smutny wyraz twarzy podszedł bliżej patrząc w to samo miejsce co czerwonowłosa. Zastanawiał się, czy to tamten człowiek jest przyczyną jej smutku, kiedy nagle z ich rozmyśleń wyrwał ich krzyk biegnących w ich stronę straży. Nie chcąc zostać złapanym ponownie ujął dłoń dziewczyny ponownie ruszając z miejsca. 

Wielu ludzi przyglądało się im, kiedy ruszali z miejsca, aż w końcu nawet sam Haru obejrzał się za ścigana parą. Kiedy zobaczył piękne upięte ciemnoczerwone włosy znieruchomiał. Jeszcze nigdy nie spotkał kobiety z wyjątkiem Hanatsuki o takim kolorze włosów. Był zaniepokojony do takiego stopnia, że nawet przestał zwracać uwagę na swoją towarzyszkę rozglądając się za tamtą kobietą, której już nigdzie w pobliżu nie widział. 

Po długiej ucieczce dotarli do jednego z większych sklepów, gdzie ubierali się ludzie wyższego statusu. Na ich szczęście w sklepie z wyjątkiem sprzedawcy i kilku służek nie było nikogo. Z początku właściciel sklepu widząc kobietę w takiej sukni chciał ją przepłoszyć, jednak wszystko zmieniło się, gdy tylko zobaczył twarz jej towarzysza. Właściciel natychmiast stał się miły i rozkazał poszukać jakiejś odpowiedniej sukienki dla Hanatsuki, która obecnie przebywała w osobnym pomieszczeniu zwanym przebieralnią wraz z dwiema młodymi służkami, które co chwile przynosiły jej do przymiarki różne suknie przy tym pomagając jej się w nie ubierać.
Tymczasem towarzysz Hanatsuki siedział na wygodnym fotelu przy tym rozmawiając ze znajomym właścicielem sklepu, który siedział na przeciw popijając zieloną herbatę. 
 - Nie spodziewałem się, że dziś mnie odwiedzisz książę. Czy nie powinieneś przygotowywać się w swoim zamku do festynu?
 - Uważam, że nie potrzebuję specjalnych przygotowań. Równie dobrze mogę iść w tym co mam na sobie. - prychnął patrząc z przeszywającym uśmiechem na starszego człowieka. 
 - Twoja matka się wścieknie. Dobrze wiesz, jak nie lubi, gdy jej synuś ucieka z zamku.
 - Nie ma potrzeby się tym martwić. Moja matka zawsze przesadza. 
 - A co z tą panienką? Nawet ja muszę przyznać, że jej wygląd mnie zdziwił.
 - Wpadłem na nią, jak uciekałem przed strażą. Jak sam zdążyłeś zauważyć pobrudziłem przy tym jej suknie, dlatego postanowiłem jej odkupić nową. W końcu to grzech, że tak piękna kobieta chodzi w tak zwyczajnej sukni. Jeszcze nigdy nie spotkałem tak urodziwej kobiety z takim kolorem włosów. Kiedy trzymałem jej dłoń miałem wrażenie, że jej delikatna skóra zaraz się rozpadnie, jest taka miła i jasna, jakby nigdy nie widziała słońca. Po za tym wyglądała na zagubioną, więc nie mogłem jej tak zostawić.
 - Rozumiem, jednak jest coś po za jej wyglądem, co mnie w niej intryguje... 
 - Co takiego? - zapytał zaciekawiony tym co jego znajomy ma do powiedzenia. 
 - Czy to nie dziwne, że nie rozpoznała księcia? - to pytanie rzeczywiście wzbudziło niepokój w blondynie. Nie ważne jak mocno upadła... wcześniej, czy później każdy powinien go poznać. Nawet ludzie z najniższym statusem wiedzą kim jest, więc dlaczego ona go nie rozpoznała? 
 - Faktycznie to dziwne... 
 - Pilnuj się książę. Nawet najpiękniejsza kobieta może być twym wrogiem. - o wilku mowa. Z przebieralni wyszła wcześniej obgadywana kobieta w nowej kreacji. Mimo, że mogła wybrać dowolną suknię, nawet najdroższą, ona wybrała prostą sukienkę z kapeluszem. Co prawda była z drogiego materiału, ale nie była tak szykowna, jak się spodziewali, że wybierze. 

Powoli podeszła do mężczyzn czekając na ich reakcje, kiedy nagle blondyn wstał mówiąc:
 - Na nas już czas. Dziękuję za twą gościnność Seiri.
 - Do zobaczenia Williamie, miłego dnia Pani. - pożegnał ich z ukłonem, kiedy opuszczali sklep ruszając w dalszą drogę.

Minęły kolejne dwie godziny. Przez cały czas towarzyszyła Williamowi, który wydawał się być miłym, choć trochę skrytym człowiekiem. Dwie godziny rozmawiali poznając siebie nawzajem, kiedy wiele innych osób się martwiło o ich bezpieczeństwo. Na terenie włości Haru panował niepokój. Wszyscy byli zaniepokojeni zniknięciem dziewczyny i zmuszeni do jej poszukiwań. Sam Haru wrócił z powrotem do miasta szukając Hanatsuki i służki, która zniknęła wraz z nią. Teraz nie miał wątpliwości kto pomógł czerwonowłosej opuścić jego dom, gdyby Eigetsu dowiedział się o tym z pewnością by się zawiódł na jego ulubionej służce Lucy. Teraz nie ma wyboru, jeśli uda mu się ją odnaleźć będzie musiał ją ukarać za to co zrobiła. Służba powinna rozumieć, że nie wolno łamać rozkazów swojego pana.
Podobnie jak w posiadłości Haru, w zamku rodu Sabishira panował chaos. Następca tronu znowu wymknął się na długą przechadzkę do miasta. Nie było by z tym problemów, gdyby nie to, że dziś jest bardzo ważny dzień dla królestwa, bowiem wszyscy dziś świętują 20 urodziny księcia i oczekują, że choć raz zawita na festynie jako główna gwiazda wieczoru. Królowa - lady Sanna wpadła w szał i wyzywa wszystkich naokoło, że nie potrafią upilnować jej dwudziestoletniego syna i wymierza im za to przeróżne kary, dlatego też każdy podobnie, jak służba Naraboshi'ego szuka księcia, jak tylko może, by tylko uniknąć gniewu królewskiej miłości...

Patrzyła przed siebie idąc obok mężczyzny, który służył jej ramieniem. Właśnie docierali do centrum festynu, gdzie niektórzy ludzie tańczyli w rytm muzyki walca, a jeszcze inni jedli, pili i rozmawiali korzystając z wszelkich dostępnych atrakcji. Hanatsuki nigdy nie śniła, że zobaczy tak ciekawe wydarzenie, więc z głębi serca dziękowała Williamowi, że zabrał ją w takie miejsce zupełnie zapominając o Lucy i Haru. 
 - Mogę prosić do tańca? - usłyszała, kiedy William lekko ukłonił się z wyciągniętą ku niej prawą ręką. 
 - Przepraszam Williamie... - powiedziała zawstydzona kontynuując - Ja nie potrafię tańczyć. - jednak i to nie przeszkadzało blondynowi. Delikatnie uśmiechnął się w jej stronę chwytając jej dłoń do tańca. 
 - To nie takie trudne. Zresztą nikt nie powiedział, że musimy tańczyć tak jak wszyscy. - był zadowolony, kiedy dziewczyna nie protestowała. Powoli zaczęli stawiać kroki w rytm muzyki, aż przeistoczyły się one w wolny taniec. Korzystali jeszcze z wielu innych atrakcji aż do czasu, gdy zaczęło powoli zachodzić słońce. 

Przechodził przez tłumy ludzi, aż w końcu dotarł na miejsce festynu. Wcześniej udało mu się znaleźć Lucy, która teraz oczekuje na jego powrót wraz z woźnicą na jednej z pobliskich ulic w powozie. Był wściekły, nie rozumiał dlaczego Hanatsuki opuściła jego posiadłość skoro dał jej wolność o jakiej wcześniej nie śniła. Czy to miało coś wspólnego z dzisiejszym porankiem? Nie wiedział. Żałował, że zamiast zostać w posiadłości wyjechał do miasta na spotkanie, które z resztą i tak nie wyszło. Gdyby został za żadne skarby nie pozwoliłby opuścić dziewczynie rezydencji, zrobił by wszystko, by tylko została. Teraz jako swoją nauczkę musi jej szukać. Nawet nie chciał myśleć co może się stać jeśli straże ją rozpoznają i zaciągną do podziemi zamku. Z pewnością drugi raz nie udało by się już tak łatwo tam włamać, by ją stamtąd wyciągnąć. Z drugiej strony przynajmniej wie, że jej nie zabiją, ponieważ to niemożliwe. Ciekawe, czy jest jakiś sposób na uwolnienie jej z pod tej klątwy? Zastanawiał się, kiedy nagle jego oczy ujrzały obiekt jego poszukiwań - Hanatsuki w towarzystwie innego mężczyzny. Widząc to aż zagotowało się w nim, kiedy zobaczył jak tańczą ze sobą stawiając krok po kroku, a jeszcze bardziej dziwił go ubiór czerwonowłosej. Jakoś nie przypominał sobie, by kiedykolwiek kupował taką suknię. Co tu się dzieje? Zadawał sobie pytanie przyglądając się im dłuższą chwilę, kiedy jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy rozpoznał osobę, która towarzyszyła jego ptaszynie. Gdy tylko muzyka na chwile ucichła, a ludzie przerwali taniec wszyscy spojrzeli się w miejsce, z którego dochodził dźwięk bijących dzwonów. Miejsce to było jakieś 100 metrów dalej, stał tam wielki mur, za którym krył się królewski zamek, z którego na bogato przystrojony taras wyszła starsza kobieta o niebieskich oczach i blond włosach. Gdy tylko ludzie ją ujrzeli wszyscy łącznie z Haru uklękli do czasu, gdy kobieta nie kazała powstać. Owa kobieta była nikim innym, jak panią tego królestwa lady Sanną, która wyszła w imieniu syna pozdrowić lud.

Nagle ku zdziwieniu Haru towarzysz Hanatsuki powiedział jej coś na ucho odchodząc gdzieś w tłum. To była idealna dla niego szansa. Powoli zbliżył się do dziewczyny, która wpatrywała się w oblicze królowej. Kiedy złapał ją za dłoń spojrzała wystraszona w jego stronę. Uważnie zilustrowała jego osobę uświadamiając sobie, że zapomniała po co tu przybyła. Do jej oczu napłynęły łzy, które powoli ciekły po twarzy. Było jej wstyd, że dała się ponieść emocji i poszła z obcym człowiekiem w którym się nie co zadłużyła. 
 - Wracajmy do domu. - powiedział przytulając dziewczynę, gdy ona uwolniła się z jego uścisku cofając się o krok w tył. To jej zachowanie było dla niego nowością. Po wczorajszej nocy, kiedy przygarnął ją do łoża był niemal pewien, że należy do niego, a tu nagle się odsuwa. Czyżby się pomylił? - Chodzi o tamtego mężczyznę? - zapytał posmutniałym głosem, co jeszcze bardziej raniło serce dziewczyny. 
 - Obiecałam, że na niego tu poczekam... - powiedziała jak by bojąc się reakcji niebieskookiego, który z wypisanym bólem i zawodem wpatrywał się w jej oblicze.
 - Wiesz w ogóle kto to jest? - zapytał oczekując odpowiedzi, lecz ona przez chwile milczała. Prawdą jest, że jedyne co o nim wie to jego imię. Nie wie z jakiego domu, czy rodu pochodzi. Dla niej wystarczyło, że był dla niej miły i nie zostawił samej, kiedy na nią wpadł. 
 - Ma na imię William i jest dobrym człowiekiem... Pomógł mi, kiedy tego potrzebowałam, więc proszę nie złość się na mnie... 
 - Jak mam się nie złościć, kiedy byłaś w niebezpieczeństwie? Co byś zrobiła, gdyby zabrał Cie do zamku? - na to pytanie drgnęła ze strachu. Nie rozumiała dlaczego Haru powiązał go z zamkiem, przecież on także uciekał przed strażą królewską, więc jak by mógł ją tam zabrać?
 - To niemożliwe, by mnie tam zabrał. 
 - Tak? W takim razie zobacz. - obrócił ją w stronę tarasu, gdzie nagle pojawił się William pozdrawiając z życzliwym uśmiechem ludzi wiwatujących na jego cześć. 

Nagle coś w niej pękło. Po raz pierwszy w życiu żywiła do kogoś taką urazę. Jak on mógł jej nie powiedzieć, że jest księciem? Jej złość z sekundy na sekundę rosła w siłę kryjąc się za niewinną twarzą. W końcu osiągnęła granicę, przez chwilę wyłączyła się od świata słysząc ponownie nasilający się głos w swojej głowie.

 "Jak on mógł Cie tak oszukać? Powinien za to zapłacić. Oni wszyscy powinni... Zabrali Ci nie tylko wolność, ale i koronę... Czy nie ty powinnaś tam stać i pozdrawiać tych wszystkich ludzi? Czy to nie tobie powinni wiwatować? Pokaż im, jak wielki jest twój gniew i odbierz to co do ciebie należy!" 

Ku zdziwieniu wszystkich zebranych ludzi lampiony i świece zapalone w pobliżu zgasły, a na dworze zebrał się silny wiatr, który stawał się coraz mocniejszy. Haru uważnie przyglądał się dziewczynie, która wychylając rękę do przodu sprawiła, że wszystkie okna w pobliżu rozbiły się na drobne kawałki przez co wybuchła panika. Cały festyn przeistoczył się w jeden wielki chaos. Nikt nie zauważył kto był tego sprawcą z wyjątkiem stojącego obok Haru. Ludzie zaczęli uciekać chcąc ratować swoją skórę, a rodzinę królewską ewakuowano do środka zamku. Jednak dziewczyna nie wyglądała na osobę, której by to wystarczyło. Ignorując krzyki Haru szła w stronę zamku niszcząc wszystko po drodze niczym wiatr halny. Przyjazna aura otaczająca wcześniej dziewczynę zanikła, a zastąpiła ją złowroga, której nikt nie znał. Była pełna nienawiści, a wszystko przez jedno małe oszustwo... Nagle na swojej drodze napotkała strażnika, który pomógł w ewakuacji mieszkańców. Widząc czerwonowłosą podszedł podszedł bliżej nie zdając sobie sprawy, że to właśnie ona jest przyczyną tego chaosu.
 - Pani proszę stąd uciekać tu jest niebe... - nie zdążył dokończyć. |Jego ciało zostało ścięte na drobne kawałki, a krew przy tym pryskająca ubrudziła twarz dziewczyny, nawet nie pozostawiając najmniejszej plamki na sukni. Haru nie był wstanie się ruszyć. Był w szoku po tym co właśnie zobaczył. Czy to właśnie dlatego była więziona w podziemiach? Zadał sobie pytanie patrząc w skupieniu na pozostałość po strażniku, który chciał jej tylko pomóc. Wie, że zbliżając się do Hanatsuki może skończyć, jak ten mężczyzna, ale z drugiej strony to on jest za nią odpowiedzialny. W końcu to on ją uwolnił z tych podziemi. Być może będzie tego żałować, ale teraz nie ma na to czasu. Musi zapobiec tej tragedii za nim będzie za późno...





CDN    
     






środa, 4 grudnia 2013

Rozdział IV

"W domu"



Siedział w salonie na kanapie czytając gazetę. Wiedział, że Yumito doskonale zajmie się Hanatsuki i sprawi, że dziewczyna poczuje się jeszcze bardziej bezpieczna niż po jego zapewnieniu. Kolejne minuty zleciały bardzo szybko, pochłonięty czytaniem gazety nie zauważył stojących za nim dwóch mężczyzn o tym samym wyglądzie, którzy znienacka jednocześnie krzyknęli mu z dwóch stron do uszu 
 - Witaj Haru! - na co ten omal zawału serca nie dostał.
 - Czy was Pan Bóg opuścił!? - wrzasnął odkładając gazetę na stolik. - W ogóle jak się tu dostaliście? 
 - Tak jak zawsze. - odpowiedział jeden z nich przeskakując nad kanapą tak by na nią usiąść, drugi natomiast kulturalnie usiadł na fotelu. 
 - Co Was sprowadza? Interesy, czy może coś innego? - zapytał błagając w myślach by jak najszybciej sobie poszli.  
 - Ciekawość. No wiesz... chodzi nam o tamtą dziewczynę... W końcu wykradłeś ją z zamku. 
 - Nie wasza sprawa. - odpowiedział, kiedy jedna ze służek przechodziła. Widząc niespodziewanych gości uprzejmie zapytała.
 - Panie Eigetsu, panie Yogetsu kiedy panowie przybyli? Zaparzyć panom herbaty?
 - Poprosimy. - odpowiedział Eigetsu posyłając młodej służce delikatny uśmiech na co ta go odwzajemniła rumieniąc się, po czym odeszła lekko się kłaniając. 

Już po chwili dziewczyna wróciła niosąc na srebrnej tacy trzy herbaty w porcelanowych filiżankach i piękną pozłacaną cukiernice. Jak przystało na dobrze wychowaną w swoim fachu rozstawiła filiżanki wraz z cukrem z pełna gracją i odeszła jeszcze raz się kłaniając. W tym czasie po schodach wraz z panią Matsuną schodziła Hanatsuki, której przybycie poszła ogłosić jeszcze inna służka wchodząc do salonu. 
 - Przepraszam, że przeszkadzam. - ukłoniła się - Chciałam powiadomić iż Pani zaraz zawita do salonu. - zaraz po wypowiedzeniu słów otworzyła jedną stronę drzwi salonowych. Nim się obejrzano próg drzwi przekroczyła Hanatsuki, a zaraz za nią pani Matsuna, która ustała z boku wraz z młodszą służącą czekając na dalsze rozkazy panicza.
Wszyscy wraz z samym Haru zaniemówili na widok stojącej przed nimi dziewczyny. Mężczyźni bacznie się przyglądali Hanatsuki dopóki ona sama nie przemówiła:
 - Z całym szacunkiem... sądzę, że nie wypada się tak na kogoś patrzyć z takim pożądaniem. To niestosowne. - zwróciła im uwagę patrząc z powagą na Haru i jego gości, którzy na jej słowa oprzytomnieli. 
 - Wybacz. - odpowiedział Haru wstając i podchodząc naprzeciw jej ucałował delikatną dłoń. - Eigetsu, Yogetsu... z niechęcią przedstawiam wam Hanatsuki... Hanatsuki to moi hmm...
 - Przyjaciele. Ja jestem Yogetsu, a to mój brat bliźniak Eigetsu - dokończył za niego. Miło nam Cie poznać Hanatsuki, prawda? -spytał brata na co ten przytaknął. 
 - Wzajemnie. - odpowiedziała siadając z pomocą Haru na fotelu. - mimo, że przez długi czas Hanatsuki była sama w podziemiach zachowuje się jak na księżniczkę przystało dzięki czytaniu wielu książek na temat etykiety królewskiej i stosownego zachowania. 
 - Haru powiedz nam czy to jest ta panienka którą wziąłeś ze sobą z zamku? - pytał Yogetsu. 
 - Skąd Oni o tym wiedzą? - zapytała patrząc na mężczyzn. Wtedy Naraboshi spojrzał porozumiewawczo na starszą służkę, która wraz z młodszą wyszła z salonu zostawiając ich samych. 
 - Otóż kiedy zabierałem Cie z zamku oni mi towarzyszyli. 
 - Tak właściwie już wcześniej się nad tym zastanawiałam...
 - O co chodzi? 
 - Jaki cel mieliście przybywając do zamku? - słysząc to pytanie mężczyźni wejrzeli na siebie zdziwieni jej pytaniem. - Co więcej... Jakim cudem przeszliście przez jego mury obronne? W moich komnatach znajdowało się bardzo dużo najróżniejszych książek. Pośród nich znalazły się też takie o budowie mojego zamku i jego obronie, jak i opisy rozstawienia straży i wiele, wiele innych. Najbardziej zadziwiające jest to, że znaleźliście podziemne komnaty których nawet nie ma na żadnych mapach, czy planach zamku. 
 - Jeżeli wolno mi się wtrącić... - przerwał jej Eigetsu chcąc zadać pytanie.
 - Hmm?
 - Do ilu komnat w których znajdowały się książki miała Panienka dostęp?
 - Dziesięciu. Do tego czasu zdążyłam przeczytać wszystkie książki z dziewięciu komnat. 
 - A ile książek znajduje się w jednej komnacie?
 - W zasadzie te komnaty nazywają się bibliotekami. Myślę, że w jednej komnacie znajduje się koło siedmiu-ośmiu tysięcy ksiąg. - słysząc tą odpowiedz wyszczerzył oczy ze zdziwienia, a jego brat aż usiadł.
 - Myślę, że niemożliwym jest przeczytać tyle książek przez jedno życie. Jest panienka pewna, że się nie myli co do ich ilości? 
 - Jestem tego pewna...
 - Rozumiem. No nic myślę, że nie będziemy wam teraz przeszkadzać w końcu ja i Yogetsu mamy coś do zrobienia, prawda? - zapytał brata stając obok niego. 
 - Co? A co z herbatą? - zapytał zdziwiony - Czy nie przyszliśmy tu bo... - przerwał czując ból na stopie, którą przycisną jego brat swoją. 
 - Dziękujemy za gościnę i za herbatę Haru, przeproś ode mnie Lucy na pewno będzie jej przykro, że jej nie wypiłem. - po tych słowach dwaj bracia w mgnieniu oka opuścili rezydencje. Jeszcze przez chwile Hanatsuki przyglądała się im przez okno budynku ozdobione drogą czerwoną zasłoną spostrzegając, że bliźniacy prowadzą w drodze do pojazdu ożywiona rozmowę. 
 - Coś się stało? - usłyszała za sobą głos Haru.
 - Nie, nic. - westchnęła odwracając się w stronę mężczyzny, który spoczął na kanapie. -  Kim jest Lucy o której mówił Eigetsu? 
 - Lucy? Lucy jest jedną z moich służek, która przygotowała tą herbatę, dlaczego pytasz?
 - Bez konkretnego powodu... Po prostu odniosłam wrażenie, że twój przyjaciel żywi pewne uczucia do tej służki.
 - Wydaje Ci się. Nie możliwym jest, żeby którekolwiek z nich żywiło do służki jakiekolwiek uczucia, dzielą ich zbyt duże różnice społeczne. Rodzina Shiba z której pochodzą Eigetsu i Yogetsu zbyt wysoko cenią swoją dumę, dlatego coś takiego jak miłość, czy inne takie uczucia z osobą z niższych sfer jest nie do przyjęcia.
 - Nie wiedziałam o tym. - odpowiedziała, kiedy Haru zapytał. 
 - Zechcesz wyjść ze mną na świeże powietrze? Chciał bym Ci pokazać moje rozległe tereny. 
 - Z przyjemnością! - wykrzyczała podekscytowana jak nigdy wcześniej. Widząc jej reakcję Haru gestem dłoni pokazał by podeszła do niego, a kiedy to zrobiła złapała go pod ramie po czym opuścili potężny budynek tylnym wyjściem prowadzącym do ogrodu, gdzie przez długi czas spacerowali. Haru opowiadał jej historię swojej rodziny i pokazywał swoje ogromne tereny mierzące po paręnaście kilometrów wzdłuż i przesz, przez co mogli tylko pomarzyć by zwiedzić je na pieszo w jeden dzień. Cały jego teren odgrodzony był od świata zewnętrznego wysokim murem mierzącym 10 metrów, jednymi drogami ucieczki z tej rezydencji były dwie bramy. Jedna z nich znajdowała się 50 metrów od frontu rezydencji, zaś druga znajdowała się daleko za rezydencją w połowie lasu należącym do Haru, aby się do niej dostać trzeba przejść około 19 km. Dlatego też brama ta była bardzo rzadko używana ze względu na odległość jak i niebezpieczeństwo czyhające ze strony dzikich, zamieszkujących w lesie zwierząt. Została ona wybudowana ze względu na sytuacje awaryjne, gdzie właściciel rezydencji mógł by się niepostrzeżenie wymknąć w krytycznej sytuacji powozem. Cały dzień zleciał bardzo szybko. Po kolacji jaką zjedli w wytwornej jadalni każde z nich udało się w swoją stronę. Na polecenie Haru, Hanatsuki została odprowadzona do sypialni przez jedną służek, gdzie w pobliskiej łazience graniczącej z jej sypialnią inna służka przygotowała kąpiel dla niej pomagając się jej umyć, a po kąpieli wytrzeć ciało, rozczesać włosy i ubrać w koszulę nocną z cienkiego białego jedwabiu. Kiedy została zupełnie sama w pomieszczeniu cisza jaka jej towarzyszyła robiła się nie do zniesienia, przypominała ona bowiem o samotności w podziemiach, której wręcz się bała. Siedziała cichutko na łóżku tuląc jedną z wielu poduszek, kiedy nagle z jej oczu wypłynęły łzy. Pokój, który w rzeczywistości był tak duży wydawał się jej coraz mniejszy. Nie mogąc tego znieść czym prędzej wstała z łóżka i wybiegła z pokoju otwierając z niesamowita prędkością drzwi. Nie rozglądając się po korytarzu biegła przed siebie, kiedy nagle wpadła na Haru lądując na jego ciele, które opadło z hukiem na podłogę. Oszołomiony mężczyzna spostrzegając czerwonowłosą już chciał coś powiedzieć, kiedy usłyszał jej głośne łkanie, które wydawało się być takie same jak u przerażonego dziecka. Nie wiedząc co w tym momencie powiedzieć delikatnie głaskał z tyłu jej głowę, by choć trochę ją uspokoić. Czuł jak całe ciało dziewczyny się trzęsie z przerażenia przy tym się zastanawiając co było jego przyczyną? Po krótkiej chwili zdał sobie sprawę, że przyczyną była samotność, która potęgowała swoje działanie nocą. Minęło paręnaście minut od całego zajścia, a ona nadal na nim leżała wolno oddychając. Zasnęła? Zastanawiał się, kiedy usłyszał przyśpieszone kroki z daleka należące do jego najstarszej służącej. 
 - Boże co tu się stało!? - zapytała półkrzykiem podchodząc bliżej. - Paniczu nic Ci nie jest? - panikowała, kiedy ten jej dopowiedział:
 - Ciszej bądź Yumito, nie chcę jej budzić. - powoli poniósł się z podłogi trzymając na rękach śpiącą dziewczynę. 
 - Czy panienka płakała? - zapytała tym razem ciszej, by jej nie zbudzić na co ten w ramach odpowiedzi pokiwał twierdząco głową. 
 - Odprowadzisz nas do mojej sypialni? Wtedy opowiem Ci co tutaj zaszło. - zaproponował ruszając w drogę.
 - Z przyjemnością paniczu.
 - Yumito mówiłem Ci jak masz się do mnie zwracać, kiedy nie ma nikogo w pobliżu... Nie każ mi się znowu powtarzać...
 - Wybacz to przyzwyczajenie Haru. - ruszyła za nim w drogę wysłuchując w spokoju tego co miał jej do powiedzenia. Docierając do sypialni rozstali się przy drzwiach żegnając się jak przystało na dobrze wychowanych ludzi. Zaraz po odejściu Yumito wszedł do pomieszczenia delikatnie kładąc Hanatsuki na własnym łóżku. Przyglądał się jej uważnie, kiedy nie wiedząc czemu jego usta nieświadomie zbliżyły się do jej składając delikatny pocałunek. Gdy uświadomił sobie co zrobił sam nie mógł uwierzyć, że posunął się do czegoś takiego jak skradanie śpiącej dziewczynie pocałunku. ale wiedział w stu procentach jedno... Nie odda jej nikomu kto będzie chciał mu ją wyrwać z jego murów.






Ciąg dalszy nastąpi...









niedziela, 13 października 2013

Rozdział III

 "Przeklęte znamię"


Patrzył na stojącą tuż przed sobą kobietę nie mogąc wykrztusić ani jednego słowa. Nie wiedział czy to jest sen, czy może prawdziwa, realistyczna rzeczywistość. Wpatrywali się w siebie nie wiedząc co tej drugiej osobie powiedzieć przez dłuższy czas, kiedy w końcu Haru zebrał się na odwagę, by móc powiedzieć to co chciał:
  - Przepraszam... - zdziwiona dziewczyna patrzyła mu prosto w oczy chcąc w spokoju, bez przerywania wysłuchać tego co ma jej do powiedzenia. - Ja naprawdę nie chciałem... nie chciałem, by to się tak skończyło! - podniósł głos kłaniając się w geście przeprosin. Dobrze wiedział, że nikt nie jest wstanie wybaczyć takiej krzywdy, nawet jeśli sen. Nagle poczuł ciepły dotyk na ramieniu, jej delikatna, gładka dłoń gładziła jego opaloną skórę. Zdziwiony uniósł wzrok ku górze spostrzegając jej twarz, na której widniał łagodny uśmiech.
  - Nie obwiniaj się... - wypowiedziała spokojnie - ...i proszę nie kłaniaj się przede mną. Nie jestem taką niezwykłą osobą, byś musiał to robić... - kończąc te słowa mężczyzna wyprostował się, kiedy ona zabrała swoją dłoń. Stali ponownie naprzeciw siebie patrząc prosto w oczy, jednakże odległość która teraz ich dzieliła była znacznie mniejsza. 
  - Powiedz mi... Czy to jest sen? - zapytał onieśmielony, choć i tak był przekonany, że tak właśnie jest.
  - Nie zawsze rzeczy niemożliwe są tak na prawdę niemożliwe. Istnieją rzeczy, które mogą zaprzeczyć tej teorii. Ludzie z góry wolą założyć, że tak jest, niż się przekonać. - tłumaczyła spokojnie odwracając się w stronę wschodzącego słońca, które powoli wspinało się do góry.
  - Nie rozumiem... 
  - Powiedz mi, czy możliwym jest by osoba, która spadła z tego balkonu przeżyła? - pytała podchodząc do barierki, z której wczoraj spadła. 
  - Jak widać jest niewielka szansa... - podszedł do niej w obawie przed kolejnym jej upadkiem. Nie do końca rozumiał jej tłumaczenie, zastawiał się co Ona chce mu powiedzieć. Tak wiele pytań chodzi mu po głowie, że sam nie wie od czego powinien zacząć. Czy to na pewno nie jest sen? Pytał sam siebie, kiedy dziewczyna spojrzała mu porozumiewawczo w oczy, by zwrócić na siebie jego uwagę. 
  - W takim razie co Cię trapi, że uważasz tą rzeczywistość za sen? 
  - Twoje obrażenia... - palnął bez ogródek nie wiedząc czy aby na pewno nie jest zbyt chamski. W końcu nie każdy lubi przypominać sobie o takiej krzywdzie... Przez chwile zrobiło się bardzo cicho, a wygląd jego twarzy wydawał się być niepewny,a jej natomiast posmutniały. Jednak nie mógł sobie pozwolić na pozostawienie tej sytuacji bez wyjaśnień, więc szybko pozbierał myśli i nabrał pewności siebie kontynuując. - Lekarz dokładnie powiedział, że masz złamany kręgosłup, złamaną kość promieniową, łokciową oraz uszkodzoną tylną część czaszki. Ktoś z takimi obrażeniami jak twoje w ogóle nie powinien był być w stanie opuścić łóżka do końca życia... Przepraszam, nie powinienem tak mówić... 
  -  Nie przepraszaj. To prawda... Normalny człowiek właśnie tak powinien skończyć... - "Jak to normalny, o czym ona mówi?" przemknęło mu przez myśl - ...ale Ja to zupełnie inna historia...
  - O czym Ty mówisz? 
  - Dzierżę na sobie przekleństwo... - wyszeptała spuszczając głowę w dół. - Przekleństwo, które nie pozwoli mi umrzeć przez jeszcze wiele, wiele lat... - jej głos drgał, ale mimo to nie przerwała swojej wypowiedzi i dzielnie kontynuowała. - Możesz wierzyć lub nie, ale ilekroć próbowałam popełnić samobójstwo ostrym ostrzem trafiając w samo serce czułam okropny ból, jednak nigdy nie udało mi się zabić... - przerażony patrzył w jej oczy z których powili zaczęły ulatywać łzy. Nie był do końca pewien, czy powinien jej wierzyć, czy tez nie, ale z jakiegoś powodu dopuszczał do siebie myśl, że ona może mówić prawdę. Jej pełne żalu oczy, których wcześniej nie spostrzegł skrywały za sobą ogromną ilość bólu jakiego sam w takiej ilości z pewnością nie doświadczył. - Wiem, że możesz mi nie uwierzyć na słowo, dlatego też pokażę Ci potęgę prawdy, ale nim to zrobię pozwól poznać mi twoje imię, a w zamian ofiaruję Ci swoje na dowód mej wdzięczności. 
  - Naraboshi Haru... - opowiedział szybko po czym ucałował jej dłoń jak przystało na dżentelmena - ...jestem panem tych ziem, oraz człowiekiem, który porwał Cie z twego zamku księżniczko, więc tym razem pozwól mi zwrócić tobie uwagę... Nie musisz być mi wdzięczna, czy też mi dziękować, ponieważ jak wcześniej wspomniałem porwałem Cie z twojego zamku jako moją nową własność.
  - Nawet jeżeli mnie porwałeś... - otarła łzy patrząc pewnie przed siebie - Nie mam Ci tego za złe... Jak wcześniej wspomniałeś jestem księżniczką, Jestem Sabishira Hanatsuki, pierwsza księżniczka rodziny królewskiej.
  - Hanatsuki...? - zapytał zaciekawiony.
  - Tak to moje imię. 
  - Jak to możliwe, że nic o tobie nie słyszałem? Przecież rodzina królewska wszystkich swoich dziedziców przedstawia zaraz po narodzinach, więc jak to możliwe, że ciebie pominięto? 
  - Jako, że uwolniłeś mnie z podziemi zamku w nagrodę odpowiem na twoje wszystkie pytania w odpowiednim czasie.
  - Jaką mam pewność, że to co wcześniej mówiłaś jest prawdą? - po tym pytaniu księżniczka weszła do sypialni, gdzie na tacy, na której przyniesiono Haru śniadanie leżał nóż. Zaniepokojony jej czynami bacznie ją obserwował, kiedy wróciła na balkon nim zdążył zareagować przecięła sobie kawałek skóry na dłoni z której natychmiast ulatywała krew. - Coś Ty zrobiła!? Na cholerę się ranisz!? - podniósł głos wyrywając jej narzędzie. Jej wyraz twarzy był skamieniały, jak by w ogóle nie odczuwała bólu, jednakże to nie było prawdą. Hanatsuki tyle razy próbowała popełnić samobójstwo, że taka mała ranna nie potrafi wywołać u niej zmiany mimiki twarz, ból jaki wcześniej odczuwała przy próbach samobójczych był wręcz nie do zniesienia, nieporównywalny z tą raną na dłoni... 
  - Chciałeś bym udowodniła swoją rację, też tak robię...
  - Jesteś głupia... - udarł kawałek materiału od cienkiej koszuli owijając jej dłoń, by nie traciła więcej krwi. Z niewiadomych przyczyn czuła się nieswojo, kiedy to robił. Miała wrażenie, że jej tyle razy przebite serce przyśpiesza, a przecież dopiero co go poznała, jednak nie tylko Ona tak to odczuwała. Naraboshi również wydawał się być podenerwowany owijając materiałem jej delikatną dłoń. - Opowiesz mi o tym znamieniu? - zadał kolejne pytanie.
  - Nie przypominam sobie bym Ci je pokazywała, ale skoro już o nim wiesz to nie ma rady... Niestety sama nie wiem za dużo na jego temat. Odkąd pamiętam to znamię towarzyszyło mi w podziemnych komatach. Czy mam je od urodzenia? Nie wiem. Każdy dzień mojego życia wyglądał tak samo w tych piekielnych, podziemnych komnatach. Ludzie którzy powinni mi służyć patrzyli na mnie zimnym wzrokiem tak, jak by sami chcieli mnie wykończyć. Nie wiem co im uczyniłam, że tak chłodno mnie traktowali, ale wierzę że nie robili tego bez powodu...
  - Jak długo przebywałaś w podziemnych komnatach królestwa? 
  - Tak jak mówiłam... Odkąd tylko pamiętam. Niebo, słońce, drzewa i wiele, wiele innych rzeczy znałam tylko z książek. Jednak dzięki temu, że mnie porwałeś z tego piekła mogę w końcu zobaczyć to własnymi oczyma. - wyciągnęła rękę tuż przed siebie tak, jak by chciała złapać powietrze w dłoń. Przez chwilę mogłoby się wydawać, że chce odlecieć, kiedy zawiał silny, letni wiatr bawiąc się jej długimi, pięknymi włosami. Ku jej zdziwieniu mężczyzna złapał ją mocno w tali obracając w swoją stronę tak, że wpadła prosto w jego ramiona, a jej głowa spoczęła na klatce piersiowej z której dochodziło głośne bicie serca. 
  - Nie pozwolę Ci odejść... ale też nie pozwolę byś cierpiała tak jak kiedyś, obiecuję. - ucałował delikatnie jej czoło uwalniając z uścisku po czym udał się do środka - Zaraz kogoś przyślę z suknią by pomógł ci się ubrać. Do tego czasu proszę nie opuszczaj tego pokoju. Niektórzy ludzie mogą być w szoku jeżeli Cie zobaczą.

Tak jak powiedział, tak zrobił. Po parunastu minutach czekania ktoś zapukał do drzwi pokoju, w którym siedziała na łóżku dziewczyna wpatrzona w pewien obraz wiszący naprzeciw mebla. Spokojnie zaprosiła do środka gościa, który trzymał w ręku piękną długą suknię. Owym gościem była starsza kobieta, która dowodziła tutejszymi służkami. Widząc Hanatsuki nawet bez jednego najmniejszego zadrapania była w szoku, ale mimo to powstrzymała się od licznych pytań które chciała zadać i wykonywała jak zawsze wzorowo swoje obowiązki. Po 15 minutach Czerwono-włosa była już ubrana. 
  - Wspaniale Panienka wygląda w tej sukni. Teraz Pani pozwoli, że zajmiemy się włosami i makijażem dla lepszego efektu. 
  - Co to makijaż? - zapytała. Służka była zdziwiona tym pytaniem, ale mimo to łagodnie odpowiedziała:
  - Makijaż jest ukrytą bronią kobiety przeciw mężczyzną. Kiedy kobieta ma go na sobie nigdy nie uroni łez. 
  - Nigdy...? 
  - Dokładnie. Kiedy uroni choć jedną łzę nawet delikatny makijaż się rozmaże, dlatego kiedy kobieta ma go na sobie dba o to by nigdy jej nie uronić. Wtedy staje się silniejsza. Dlatego pamiętaj moja Pani... Nie ważne, gdzie jesteś, co robisz i jak się czujesz. Kiedy masz na sobie makijaż nie wolno Ci ronić łez. 
  - Rozumiem, dziękuję eee...? Jak ci na imię? 
  - Proszę wybaczyć, że wcześniej się nie przedstawiłam jestem Matsuna Yumito i od dziś będę Pani służyć razem z tutejszymi służkami.
  - W takim razie dziękuję Yumito. Jestem naprawdę szczęśliwa, że tu jesteś. - uśmiechnęła się życzliwie na co służka odwzajemniła uśmiech. 

Międzyczasie w rezydencji Haru przedstawił pozostałym sługą pozycję Hanatsuki, która od dziś będzie ją obowiązywać. Zdziwieni ludzie mimo wszystko zaakceptowali decyzje swego pana wierząc, że mu się poszczęści. Bowiem Hanatsuki od dzisiaj jest panienką tego domu, którą mają traktować z należytym szacunkiem. W przeciwnym wypadku młody Panicz zobowiązał się ściąć głowę tym, którzy zrobią coś wbrew jego przekonaniom.

Tak też Hanatsuki zaczęła życie na nowo, ale na jak długo...?


No i nocia gotowa.
Zapraszam do komentowania ^^"  



























         

niedziela, 8 września 2013

Rozdział II

"Hanatsuki"

   Nazajutrz, kiedy słońce wspinało się ku górze, w ogromnej rezydencji otoczonym bardzo wysokim murem spała porwana wczorajszej nocy dziewczyna. Pogrążona w swoim głębokim śnie śniła nie pierwszy raz o pewnej tragedii, która miała miejsce w nieznanym jej jak dotąd miejscu otoczonym ogromną ilością drzew. Owa tragedia dotyczyła pewnego mężczyzny z którym poplątany był jej los. Była przerażona i roztrzęsiona, ponieważ trzymała w sowich ramionach klęcząc na kolanach poważnie rannego mężczyznę, który powoli umierał. Jej łzy spadały koleino jedna po drugiej... Błagała go żeby nie umierał choć doskonale zdawała sobie sprawę, że nie jest wstanie nic zrobić. Piękna uszyta na miarę długa suknia została splamiona oszałamiającą ilością szkarłatu z którego unosił się niemiły zapach docierający do jej nozdrzy. Mimo wszystko trwała przy mężczyźnie tak długo, aż do ostatniego tchu, dopóki jego duch nie ulotnił się ku niebu... 

   Przerażona zbudziła się ze snu otwierając oczy z których wyleciały gorzkie łzy. Z jakiegoś powodu po przebudzeniu nigdy nie pamiętała snu tylko smutek, który mu towarzyszył. Zapominając o niepokojącym odczuciu przymrużyła oczy chcąc ograniczyć do nich dopływ światła. Zmieniając pozycję na siedzącą rozejrzała się po nieznanym, kosztownie ozdobionym pomieszczeniu. Zastanawiała się dlaczego tu tak jasno, kiedy spostrzegła ogromne balkonowe okno przez które wpadały promienie słoneczne, których także nigdy w życiu nie widziała. Wbrew pozorom Hanatsuki nie widziała na własne oczy większości Świata. Jedynym źródłem na jego temat były książki które czytywała w swojej podziemnej komnacie... 
Delikatnie dłonią odgarnęła miękką kołdrę odzianą w białą poszewkę po czym wstała z dużego łóżka powolnie podchodząc do okna z którego biło światło. Zdziwiła się, kiedy łapiąc za uchwyt przypadkowo je otworzyła, odkąd tylko pamięta w miejscu, w którym żyła nie było okien, a jedynym źródłem światła były świece, wiszące lampy i ogień w kominku. Przez chwile zastanawiała się czy powinna opuszczać pomieszczenie, ale jej ciekawość z każdą sekundą stawała się większa i niepohamowana. Szybkim, zdecydowanym ruchem otworzyła okno, jak by od tego zależało jej życie stawiając koleino stopy na zewnątrz. Podmuch świeżego, ciepłego powietrza mimowolnie rozwiewał jej włosy, a słońce oświetliło całą sylwetkę. Ta chwila dla zwykłego mieszczanina była nic niewarta, ale dla niej to było coś czego nigdy nie zapomni. Świat zewnętrzny, który spostrzegła rozglądając się dokoła był niezwykły i pełen natury. Zielone drzewa, kolorowe kwiaty, przeróżne leśne zwierzęta, szum wiatru, śpiewy ptaków, a przede wszystkim błękitne niebo z słońcem ku górze było dla niej spełnieniem najskrytszych marzeń. Mogłaby się rozkoszować dalej pięknem natury gdyby zaskoczona nie usłyszała za sobą męskiego głosu:
  - Cieszę się, że się obudziłaś. - powoli obróciła się w jego stronę ku jej zdziwieniu wyglądał na zaskoczonego jak by zobaczył coś czego jeszcze nie widział. Bowiem w jego oczach wyglądało to tak jak by odwróciła się do niego najpiękniejsza osoba na świecie. Wczoraj kiedy porywał ją z podziemi zamku nie mógł dostrzec jej całej urody. Już wtedy pomyślał przyglądając się chwilę twarzy, że jest nawet ładna, ale teraz, kiedy widzi ją skąpaną w blasku słońca ma wrażenie jak by spotkał samą boginię piękności. Jej rubinowe włosy pod poświatą słońca wyglądały niezwykle pięknie, a jej oczy tego samego, ciemniejszego koloru były jedyne w swoim rodzaju. 
  - Kim jesteś? - zapytała onieśmielona zakrywając znamię nad piersiami w miejscu, gdzie nie zakrywała go biała z jedwabiu koszula nocna sięgająca do samych kostek. 
  - Pozwól, że Ci się przedstawię... - zrobił krok naprzód, kiedy usłyszał jej podniesiony głos. 
  - Nie zbliżaj się, proszę! - zdziwiony jej zachowaniem zignorował to co przed chwilą powiedziała i zrobił koleiny krok ku dziewczynie, która spanikowana zbliżającym się, nieznajomym mężczyzną wraz z jego kolejnymi krokami cofała się w tył, aż napotkała balkonowe barierki. Przerażona spojrzała w dół na zieloną trawę znajdującą się z 6 metrów pod balkonem na którym się znajdowali.   - Nie zamierzam Ci zrobić krzywdy, więc nie uciekaj i tak już nie masz gdzie. - kiedy już miał ją chwycić za dłoń zakrywającą znamię czas w nienaturalny sposób spowolnił. Wszystko tak naprawdę działo się w ułamku sekundy, kiedy przerażona Hanatsuki instynktownie osunęła się w tył. Jej drobne ciało przeleciało nad barierką wyciągając ku mężczyźnie dłoń, którą choć chciał nie zdążył złapać. Słysząc jej krzyk patrzył przerażony bezsilnym wzrokiem w jej stronę. Upadek długowłosej wydawał się być dla niego koszmarem. Przez chwile stał bezczynnie na balkonie wpatrując się w jej leżące na ziemi ciało, po czym wybiegł z rezydencji jak najszybciej by znaleźć się przy niej. Nie minęło pięć minut, a On już był u jej boku błagając by się obudziła. Biały jedwab okrywający jej ciało został skalany krwią tak samo jak jej głowa. Dwie służki z rezydencji słysząc krzyk swojego pana natychmiast wybiegły zobaczyć co się dzieje. Kiedy spostrzegły leżącą kobietę w jego ramionach zaniemówiły z przerażenia. 
  - Na co czekacie!? Wezwijcie mi najlepszego lekarza! - wykrzyczał zdesperowany w ich stronę. Służki nie czekając wykonały czym prędzej polecenie. Jedna z nich oczekiwała przed rezydencją lekarza, natomiast druga wróciła do panicza, aby pomóc mu z nieprzytomną kobietą. 
  - Panie... - zwróciła się do niego służka po czterdziestce ubrana w staromodny strój pokojówki sięgający do samych kostek. - Trzeba panienkę przenieść do środka i zatamować krwawienie. Słysząc to blond-włosy nie czekał bezczynnie, tylko podniósł zakrwawione dziewczę i zaniósł do środka rezydencji kładąc w salonie na kanapie, gdzie zajęły się nią dwie inne służki nim przyjechał lekarz. Kiedy specjalista obejrzał Hanatsuki był zdziwiony, że przeżyła upadek z takiej wysokości. Jednak nie obyło się bez złamań. Obrażenia jakie poniosła były katastrofalne... Złamany kręgosłup, złamana kość promieniowa, łokciowa oraz uszkodzenie czaszki głowy stawiało dziewczynę w niesprzyjającym życiu położeniu. Jednakże Haru obwiniał siebie, mógł się tak do niej gwałtownie nie zbliżać i posłuchać, kiedy prosiła by tego nie robił. Żegnając się z lekarzem przysiągł sobie, że choćby miał zginąć zajmie się kaleką dziewczyną do końca jej życia. 
Wieczorem w sypialni, na górze patrzył na twarz śpiącej dziewczyny obok niego. Lekarz powiedział, że prawdopodobnie nie zbudzi się ona przez kilka najbliższych dni, więc zapisał jej dożylne zastrzyki, które mają podtrzymać ją przy życiu. Służba na jego polecenie wykupiła receptę i podawała o ustalonej porze 5 razy dziennie.

Nazajutrz kiedy słońce wschodziło, pierwsze promienie słoneczne obudziły mężczyznę, który widząc, że kobiety nie ma w łóżku natychmiast wstał rozglądając się po pokoju. Gorączkowo myślał, gdzie może znajdować się kaleka kobieta, kiedy spostrzegł za oknem w słońcu rubinowe włosy. Myśląc, że to sen wyszedł na balkon widząc przed sobą stojącą dziewczynę, która tak jak wczoraj obróciła się w jego stronę jak gdyby nigdy nic...

  

Ciąg dalszy nastąpi...







środa, 10 lipca 2013

Rozdział I

"Wspomnienie rodu Sabishira"


  Słońce świeciło wysoko na niebie, kiedy wychodziłam z domu w stronę szkoły dla utalentowanych. Szkoła ta jest jedną z nielicznych nowo powstałych w naszym XVIII wieku. Tylko ludzie z odpowiednią pozycja mogą do niej uczęszczać, ale Ja jestem jedynym jej wyjątkiem. Prawdę mówiąc nie pochodzę z bogatej rodziny, ani nie mam szlacheckiego pochodzenia, natomiast jestem służącą w pewnej bardzo majętnej rodzinie, która mnie przygarnęła, kiedy moi rodzice zmarli, a ja byłam sierotą. Nie, nie... nie mylcie mnie z przysłowiowym kopciuszkiem, bowiem to nie moja bajka. Moja bajka wygląda zupełnie inaczej. W rezydencji mimo iż jestem tylko służącą jestem bardzo dobrze traktowana. Czasem mam wrażenie jak by Pani domu traktowała mnie jak własną córkę, co oczywiście nie zawsze się podoba innym służącym, ponieważ Ja jako jedyna dostaję więcej czasu na wychodne, lżejsze prace, a co więcej zostałam posłana do szkoły za którą państwo płacą. Naprawdę jestem im dozgonnie wdzięczna i mam nadzieję, że pewnego dnia będę wstanie się im jakoś odpłacić. Skoro Wam opowiedziałam trochę o sobie, mogę Wam też powiedzieć, że ta opowieść nie będzie się też toczyła wokół mnie. Ta opowieść zostanie poświęcona pewnej parze, która żyła jakieś ponad sto lat temu. Właśnie dziś idąc do szkoły podobnie jak reszta klasy wraz z nauczycielem wybieramy się do królewskiego zamku rodu Sabishira w którym prawdopodobnie po raz pierwszy usłyszycie niespotykaną opowieść podobnie jak Ja. 
  Kiedy wszyscy się zebrali pod budynkiem szkoły ruszyliśmy do Zamku. Jakiś czas później dotarliśmy na miejsce ruszając przed siebie. Widok tak wielkiej budowli otoczonej potężnym murem był niesamowity. Chciałam zobaczyć więcej i więcej, nim się obejrzałam oderwałam się od grupy idąc przez przeogromny różany ogród. Jak sama nazwa mówi w ogrodzie tym dominowały róże o różnych kolorach, między innymi były to róże koloru czerwonego, różowego, białego, a nawet zółtego i niebieskiego, których nigdy bym się nie spodziewała, ponieważ widzę je pierwszy raz. Szczerze? Nie miałam zielonego pojęcia, że takie w ogóle istnieją... Podziwiając pobliskie krzewy patrzyłam też na przeróżne rzeźby i fontanny, które dawały sporego uroku całej tej ziemi. Od czasu do czasu mijałam służbę, która kłaniała mi się myśląc, że jestem tu jakąś ważniejszą osobistością. Może i byłam służącą, ale mój ubiór był naprawdę niepasujący do tego stanowiska, był wręcz bardzo drogi, że obcy mi ludzie naprawdę mogli sądzić, że pochodzę z wyższych sfer, choć tak w rzeczywistości nie było. Powoli zbliżałam się do drzwi wejściowych zamku przy których stały straże. Nie zwracając na nich uwagi przeszłam obok wchodząc do środka budowli. Moim oczom ukazał się ogromny korytarz z wieloma bardzo drogimi obrazami na ścianach. Idąc w głąb korytarza dotarłam do ogromnej sali w której wręcz roiło się od różnych nieznajomych ludzi. Nie wiem dlaczego, ale nie przepadałam za takimi tłokami, więc udałam się jeszcze dalej. Nim się obejrzałam podziwiając po drodze widoki zdałam sobie sprawę, że się zgubiłam, a jak na złość nikogo nie było w pobliżu. Powoli szłam przed siebie modląc się bym kogoś spotkała, aż w końcu wylądowałam w dziwnie przystrojonej sali. Ten wystrój w zupełności różnił się od wystroju pozostałych sal. W tej sali panował półmrok, a ciemno-czerwone zasłony z wyszywanym złotym haftem przysłaniały okna, cała przestrzeń w tym ogromnym pomieszczeniu była pusta. To dość nietypowe... Kiedy podeszłam bliżej zdałam sobie sprawę, że na przeciwko mnie na ścianie wisi potężny, duży obraz. Delikatnie opuszkami palców przejechałam po jego powierzchni, kiedy w mgnieniu oka w sali rozbłysło światło. Natychmiast wystraszona odsunęłam się od obrazu wpadając na kogoś w tyle. Przerażona, aż wpadłam w panikę krzycząc i przy okazji się szarpiąc chcąc uwolnić się z uścisku, kiedy zorientowałam się, że owa osoba nawet nie próbuje mnie przetrzymywać uspokoiłam się odwracając ostrożnie w jego stronę.
  - Nic ci nie jest? - usłyszałam przyglądając się owej osobie, która okazał się być młodym mężczyzna przyodziany w drogie szaty. - Jak się tu dostałaś? - padło kolejne pytanie. Przez chwile wahałam się co odpowiedzieć, kiedy postanowiłam po prostu powiedzieć prawdę. 
  - Zgubiłam się będąc na wycieczce klasowej. - odparłam złączając dłonie razem bawiąc się kciukami. Zazwyczaj tak robię kiedy jestem zaniepokojona, lub zawstydzona.
  - A tak. Rzeczywiście doradca mówił mi, że dziś przyjadą młodzi ludzie zwiedzić zamek. Skoro już znalazłaś to miejsce pewno zastanawia cie kim jest ta para na tym obrazie. - kiedy o tym wspomniał obróciłam się w stronę wspomnianego obrazu, o którym wcześniej z przerażenia zapomniałam. Rzeczywiście pierwszy raz widzę go na oczy. Nawet w książce o zamku i jego dziełach sztuki nie było żadnych informacji na jego temat. Z reguły opisy tak ważnych budowli jak zamek są dość szczegółowe, więc dlaczego nie umieścili tam artykułu i opisu tego obrazu skoro dokładnie opisali pozostałość? Na obrazie stojącym przede mną znajdowała się dość nietypowa para jak podejrzewam przytulonych do siebie kochanków. Obraz ten został namalowany niezwykłą, jak dotąd nieznaną mi techniką, która wydaje się odwzorowywać realną chwilę. Jednakże dziwią mnie dość niespotykane kolory umieszczone na tym obrazie, miedzy innymi kolor włosów tej kobiety przypomina mi rubin owity światłem, a skóra jest równa światłu księżyca, jak by nigdy nie widziała słońca. Natomiast u mężczyzny te jasne bujne blond włosy... O ile wiem nawet najjaśniejsze włosy tego koloru nie są w stanie tak lśnić, mimo to patrząc na ten obraz jestem wstanie uwierzyć, że tak właśnie było. Para ta jest otoczona złotymi światełkami, a na jasno-brązowym garniturze mężczyzny znajduje się ciemno-czerwona ciecz, która z pewnością jest krwią. Wszystko to jest otoczone ciemną czarną pustką na której jest czerwoną farbą namalowany napis "Kiedy Twój czas nadejdzie, będę stała tuż obok Twego boku".
  - Skoro już o tym wspomniałeś. Zechcesz podzielić się ze mną informacjami o tym obrazie? - zapytałam lekko się kłaniając w geście uprzejmości. 
  - Pod jednym warunkiem. Nigdy nie powtórzysz nikomu usłyszanej tu historii. 
  - Dobrze, masz moje słowo. - młody mężczyzna powoli podszedł do obrazu dotykając pod nim jedną z płyt ściany, która odsunęła się pod naciskiem dłoni ukazując swe ukryte wnętrze, z którego wyciągnął grubą skórzaną dość nietypową księgę z pewnym niespotykanym symbolem na okładce. 

 

Trzymając ją w rękach przetarł palcem delikatnie po symbolu, w tym samym momencie z podłogi ku mojemu zdziwieniu wyłonił się przed obrazem mały podest, a na nim stojak do księgi na którym została ona położona, a już po chwili otwarta. Kiedy myślałam, że już mnie nic nie zdziwi zaniemówiłam, gdy tuż przed naszymi oczyma pojawiła się owa kobieta z obrazu podchodząc do księgi. Mężczyzna ustąpił jej miejsca a sam ustał obok mnie wsłuchując się w jej głos podobnie tak jak ja.

  Pewnej bezchmurnej nocy, kiedy księżyc był wysoko na niebie w podziemnej komnacie spała na dużym łóżku pewna przepiękna dziewczyna o niezwykłych rubinowych włosach i nieco ciemniejszych tego samego koloru oczach. Jej karnacja biała jak mleko i nieskazitelna jak woda, wyróżniała ją z pośród wielu milionów ludzi. Dziewczyna ta sama w sobie ma idealne ciało, jest jak by to ująć idealna. Jednakże nie wszystko jest tak piękne jak by się wydawało... Hanatsuki, bo tak ma na imię ta dziewczyna, jest bardzo samotnym człowiekiem. Nie ma nikogo z kim mogła by pogadać, czy się wyżalić. Otaczający ją ludzie zajmują się tylko swoimi obowiązkami i zadaniami, które chcą, czy nie muszą wykonać. Tak więc Hanatsuki wiedzie swe życie w podziemnej komnacie nie mogąc wyjść na zewnątrz już od bardzo długiego czasu. Jedyną jej poszlaką, jak i postrachem wśród otaczających ją ludzi jest znak znajdujący się nad piersiami, ale czy on ma coś z tym wspólnego???

  Tej właśnie nocy stało się coś niezwykłego... Do najbardziej strzeżonych, podziemnych komnat królestwa wkradli się trzej tajemniczy mężczyźni. Kiedy zbierali kosztowności jeden z nich zawitał do komnaty, gdzie przebywała śpiąca dziewczyna. Nie spodziewając się nikogo po cichu zbliżył się do niej początkowo chcąc zabić szybko i bezboleśnie sztyletem, ale kiedy zobaczył z bliska jej twarz powstrzymał się przy tym zastanawiając "Dlaczego w najbardziej strzeżonych komnatach królestwa znajduje się tak piękna dziewczyna?" Ta myśl nie dawała mu spokoju, kiedy nagle przypomniała mu się legenda jaką słyszał od już nie żyjącej matki. Legenda ta opowiadała o pewnej księżniczce, która została oddana w ofierze mistycznej bestii w zamian za dotrzymanie pewnego słowa parze królewskiej. Nikt nie wie o czym głosiło to słowo, ale legenda mówi, że księżniczka ta została naznaczona tajemniczym znamieniem, które obdarzyło ją nieśmiertelnością i innymi tajemniczymi mocami o których nawet sama księżniczka nie ma pojęcia. W obawie przed ich ujawnieniem księżniczka została zamknięta w podziemiach własnego królestwa, a jedynym sposobem by ją uratować jest zabicie bestii, która ją naznaczyła. Zaciekawiony mężczyzna chcąc się przekonać do prawdomówności legendy delikatnie ujął kosmyk rubinowych włosów w swą dłoń odkrywając zakryte miejsce nad piersiami, którego nie zakrywała koszulka nocna. W tym momencie jego serce zabiło szybciej, bowiem w miejscu o którym głosiła legenda w rzeczywistości znajdowało się bardzo nietypowe znamię. Słysząc bicie swego serca zastanawiał się cóż ma uczynić? Wiedział, że nie ma wiele czasu do namysłu, więc postanowił zabrać ze sobą dziewczę i sprawić by stała się ona jego ozdobą w jego domu, gdzie tylko on będzie miał do niej dostęp. Tak, więc co postanowił to uczynił. Uniósł na swych silnych rękach dziewczynę i opuścił podziemie za nim zjawiła się straż. 
Pozostali dwaj mężczyźni w tym czasie czekali już w powozie na swojego towarzysza, który po chwili do nich dołączył z śpiącą dziewczyną na rękach, która teraz smacznie śpiąc okryta była płaszczem mężczyzny, który nie chcąc jej zbudzić zarzucił go na nią, by nie obudziła się z zimna. Towarzysze tego mężczyzny nie zadawali zbędnych pytań tylko od razu ruszyli powozem przed siebie, jak najszybciej opuszczając tereny królewskie. 



Ciąg dalszy nastąpi...