niedziela, 5 października 2014

Rozdział VI


Festyn z okazji 20-tych urodzin księcia Williama II miał być dniem, gdzie wszyscy mieszkańcy Królestwa Guardia mieli się cieszyć, bawić i świętować. Nikt nie przypuszczał, że w ten dzień stanie się coś tak strasznego... Na ogromnym placu przed kolosalnym zamkiem panował zamęt. Szyby w pobliskich budynkach popękały rozsypując na ziemi szkło, na dworze zrobiło się niebezpiecznie i zimno. Nikt nie wie skąd nagle zerwał się wiatr, który nawet obalał pobliskie drzewa i niszczył przeróżne stoiska. Ludzie uciekali w panice nie zauważając kto tak naprawdę jest tego sprawcą. Niektórzy nawet uważali, że to Bóg zezłościł się o coś na następcę tronu i w swym gniewie zesłał to nieszczęście, jednak prawda była inna...

Pewien mężczyzna patrzył z paru metrów odległości na to, jak za sprawą jednego małego, delikatnego gestu znika ludzkie życie z tego świata. Przez chwilę jego oczy patrzyły na pozostałości martwego i kałużę krwi wylewających się z kawałów ciała. Ten widok był przerażający, a jeszcze bardziej było przerażające to, że osobą która zabiła tego człowieka była kobieta, w której się zakochał. Niemal zrobiło mu się słabo, kiedy patrząc w stronę dziewczyny ta lekko obróciła swoją twarz umazaną od kropli krwi w jego stronę wyszczerzając swe usta w szaleńczym uśmiechu po czym wędrowała dalej w stronę zamku. Choć wiedział, że musi coś z tym zrobić miał mętlik w głowie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to on jest za nią odpowiedzialny, ale jego serce kłóciło się z mózgiem. Przecież to nie może być jego Hanatsuki! Hanatsuki, którą on poznał była nieśmiała, dobra, mądra i przewrażliwiona, bała się samotności i bólu, ale nigdy by nie zabiła człowieka! Nie ona! 
 - Przepraszam Hanatsuki... - wypowiedział cicho idąc w jej stronę szybkim krokiem. Wiedział dobrze, że ta dziewczyna może go zabić bez mrugnięcia okiem, ale musiał to zrobić. To co zamierzał zrobić było jedyną nadzieją, ale wymagało z jego strony psychicznego poświęcenia, wiedział że ona może mu tego już nigdy nie wybaczyć, dlatego był wstanie nawet dla niej umrzeć. Kiedy był coraz bliżej czerwonowłosej sięgną do swojego pasa, gdzie zawsze pod marynarką miał schowany niewielki stworzony do walki szczylet po czym zaczął biec w jej stronę najszybciej jak umiał. Dziewczyna czując obecność mężczyzny za sobą szybko odwróciła się w jego stronę z zamiarem zabicia, ale już w tedy było za późno... Szczylet znalazł się w jej klatce piersiowej trafiając w same serce. Przez chwilę stała tak nieruchomo czując ogromny ból w klatce. Była wściekła, chciała się natychmiast zemścić. Szybkim, zdecydowanym ruchem odepchnęła mężczyznę od siebie przy tym wyjmując zakrwawione ostrze. Z jej ust ulatywała krew z trudem uniosła głowę w jego stronę by zabić, ale to co zobaczyła powstrzymało ją przed dokonaniem tego.
 - Ha... ru...? - wykrztusiła patrząc jak z oczu mężczyzny płyną pełne żalu łzy. Z perspektywy blondyna wyglądało to tak jakby dziewczyna walczyła przez chwilę sama ze sobą starając się pokonać swoje drugie "ja". Kiedy wypowiedziała jego imię podobnie jak u niego z jej oczu wypływały słone łzy. Wiedziała, że już długo nie ustoi na nogach, krew zbyt szybko wypływała z jej ciała. Chwiejnym krokiem starała się podejść bliżej mężczyzny wyciągając ku niemu swoją drobną dłoń. Wiedział już, że Hanatsuki stała się na powrót sobą, więc nie bał się już do niej zbliżyć, kiedy zobaczył jak dziewczyna upada na ziemie w ostatnim momencie zdążył ją złapać ochraniając przed upadkiem.
 - Hanatsuki...? - wypowiedział cicho jej imię patrząc na jej nieprzytomną twarz. Wiedział, że nie może dłużej tutaj zostać, ale nie mógł zapanować nad swoimi uczuciami. Czuł się jakby naprawdę zabił swoją ukochaną, a ciężar tego czynu był naprawdę wielki. Siedział tam jeszcze z piętnaście minut tuląc śpiącą dziewczynę mocno do siebie, aż jego droga marynarka przesiąkła krwią dziewczyny. Kiedy w końcu się w miarę uspokoił wstał z miejsca nadal trzymając dziewczynę rozglądając się dokoła. Cały plac wyglądał koszmarnie i opustoszał. Powoli ruszył w drogę powrotną do swojego powozu, gdzie czekał woźnica wraz z Lucy.

Międzyczasie książę William wymknął się z zamku chcąc odnaleźć dziewczynę z która tak miło spędził dzień. Miał wyrzuty sumienia, że zostawił ją samą na placu tylko po to by pozdrowić poddanych. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ta dziewczyna była tu obca. W końcu nawet nie znała tego miasta ludzie również wydawali się jej nie znać, a w końcu nie sposób zapomnieć taką piękność. Na domiar złego rozpętał się ten chaos... Wszystko na przekór jego szczęściu. Biegnąc placem na którym odbywał się festyn zobaczył zwłoki poćwiartowanego strażnika. Niemal od razu zwymiotował obok nie wierząc w to co widzi. Kawałek dalej dostrzegł kolejną dużą plamę krwi, jednak ciała poszkodowanego nie było, ale za to dostrzegł kolejne małe krople krwi prowadzące w stronę jednej z głównych ulic miasta. Robiło się nieprzyjemnie krew nigdy nie była dobrym znakiem. Szybkim biegiem podążał za śladami krwi, kiedy dostrzegł pewien kapelusz, który zdobiły przyszyte, sztuczne, czerwone róże. Gdy podniósł owy kapelusz jego ciało przeszył strach, ponieważ znał jego właściciela. Spanikowany biegnąc przed siebie szukał wzrokiem czerwonowłosej, która prawdopodobnie jest ciężko ranna. Do ostatnich sił jej szukał, ale nie znalazł. Zrezygnowany ciężko dysząc skręcił w mniejszą ulicę, gdzie dostrzegł pewien bogato zdobiony powóz do którego od drugiej strony zbliżał się pewien mężczyzna trzymając na rękach nieprzytomną dziewczynę. Jak nowo narodzony w skutek podniesionego poziomu adrenaliny uzyskał siłę by biec prosto do celu.
 - Hanatsuki! - wykrzyczał najgłośniej jak potrafi zwracając na siebie uwagę Haru, który widząc go nie mając czasu postanowił go zignorować wsiadając wraz z Hanatsuki do powozu, który zaraz po tym ruszył ku drodze do domu. Książę nie mógł uwierzyć, że po tak długich poszukiwaniach, kiedy udało mu się ją znaleźć. Obcy dla niego człowiek zignorował go tak po prostu odjeżdżając. Jak tak można? Przecież on jest księciem! Jak go znajdzie jeszcze się z nim policzy, nie pozwoli, by go tak traktowano, a co najważniejsze odbierze mu Hanatsuki.

Byli już w domu, gdzie nic nikomu już nie groziło. Godziny mijały, a dziewczyna jeszcze się nie budziła. Spała spokojnie regenerując swe ciało w jego pokoju, po tym jak została wykapana i opatrzona przez Lucy i Yumito, które po opowieści Haru dowiedziały się prawdy o całym zajściu i o tajemniczych mocach Hanatsuki. Nie lękały się dziewczyny, były wstanie zaakceptować wszystko co powie Haru bez żadnego mrugnięcia okiem, czy strachu, ponieważ gdyby nie ich pan z pewnością mogłyby już nie żyć, ale to stara historia... Yumito najstarsza pracownica w dworze Naraboshi'ch przez kolejne godziny starannie doglądała śpiącej dziewczyny co jakiś czas sprawdzając stan rany, która szybko się goiła. Lucy jako karę otrzymała zakaz opuszczania budynku rezydencji i nakaz wykonywania cięższych prac domowych, aż do odwołania. Ten kto będzie jej pomagać dostanie równie surową karę, dlatego pozostała służba woli nie ingerować w jej pracę. Tak też mijały kolejne godziny, aż do świtu słońca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz