niedziela, 13 października 2013

Rozdział III

 "Przeklęte znamię"


Patrzył na stojącą tuż przed sobą kobietę nie mogąc wykrztusić ani jednego słowa. Nie wiedział czy to jest sen, czy może prawdziwa, realistyczna rzeczywistość. Wpatrywali się w siebie nie wiedząc co tej drugiej osobie powiedzieć przez dłuższy czas, kiedy w końcu Haru zebrał się na odwagę, by móc powiedzieć to co chciał:
  - Przepraszam... - zdziwiona dziewczyna patrzyła mu prosto w oczy chcąc w spokoju, bez przerywania wysłuchać tego co ma jej do powiedzenia. - Ja naprawdę nie chciałem... nie chciałem, by to się tak skończyło! - podniósł głos kłaniając się w geście przeprosin. Dobrze wiedział, że nikt nie jest wstanie wybaczyć takiej krzywdy, nawet jeśli sen. Nagle poczuł ciepły dotyk na ramieniu, jej delikatna, gładka dłoń gładziła jego opaloną skórę. Zdziwiony uniósł wzrok ku górze spostrzegając jej twarz, na której widniał łagodny uśmiech.
  - Nie obwiniaj się... - wypowiedziała spokojnie - ...i proszę nie kłaniaj się przede mną. Nie jestem taką niezwykłą osobą, byś musiał to robić... - kończąc te słowa mężczyzna wyprostował się, kiedy ona zabrała swoją dłoń. Stali ponownie naprzeciw siebie patrząc prosto w oczy, jednakże odległość która teraz ich dzieliła była znacznie mniejsza. 
  - Powiedz mi... Czy to jest sen? - zapytał onieśmielony, choć i tak był przekonany, że tak właśnie jest.
  - Nie zawsze rzeczy niemożliwe są tak na prawdę niemożliwe. Istnieją rzeczy, które mogą zaprzeczyć tej teorii. Ludzie z góry wolą założyć, że tak jest, niż się przekonać. - tłumaczyła spokojnie odwracając się w stronę wschodzącego słońca, które powoli wspinało się do góry.
  - Nie rozumiem... 
  - Powiedz mi, czy możliwym jest by osoba, która spadła z tego balkonu przeżyła? - pytała podchodząc do barierki, z której wczoraj spadła. 
  - Jak widać jest niewielka szansa... - podszedł do niej w obawie przed kolejnym jej upadkiem. Nie do końca rozumiał jej tłumaczenie, zastawiał się co Ona chce mu powiedzieć. Tak wiele pytań chodzi mu po głowie, że sam nie wie od czego powinien zacząć. Czy to na pewno nie jest sen? Pytał sam siebie, kiedy dziewczyna spojrzała mu porozumiewawczo w oczy, by zwrócić na siebie jego uwagę. 
  - W takim razie co Cię trapi, że uważasz tą rzeczywistość za sen? 
  - Twoje obrażenia... - palnął bez ogródek nie wiedząc czy aby na pewno nie jest zbyt chamski. W końcu nie każdy lubi przypominać sobie o takiej krzywdzie... Przez chwile zrobiło się bardzo cicho, a wygląd jego twarzy wydawał się być niepewny,a jej natomiast posmutniały. Jednak nie mógł sobie pozwolić na pozostawienie tej sytuacji bez wyjaśnień, więc szybko pozbierał myśli i nabrał pewności siebie kontynuując. - Lekarz dokładnie powiedział, że masz złamany kręgosłup, złamaną kość promieniową, łokciową oraz uszkodzoną tylną część czaszki. Ktoś z takimi obrażeniami jak twoje w ogóle nie powinien był być w stanie opuścić łóżka do końca życia... Przepraszam, nie powinienem tak mówić... 
  -  Nie przepraszaj. To prawda... Normalny człowiek właśnie tak powinien skończyć... - "Jak to normalny, o czym ona mówi?" przemknęło mu przez myśl - ...ale Ja to zupełnie inna historia...
  - O czym Ty mówisz? 
  - Dzierżę na sobie przekleństwo... - wyszeptała spuszczając głowę w dół. - Przekleństwo, które nie pozwoli mi umrzeć przez jeszcze wiele, wiele lat... - jej głos drgał, ale mimo to nie przerwała swojej wypowiedzi i dzielnie kontynuowała. - Możesz wierzyć lub nie, ale ilekroć próbowałam popełnić samobójstwo ostrym ostrzem trafiając w samo serce czułam okropny ból, jednak nigdy nie udało mi się zabić... - przerażony patrzył w jej oczy z których powili zaczęły ulatywać łzy. Nie był do końca pewien, czy powinien jej wierzyć, czy tez nie, ale z jakiegoś powodu dopuszczał do siebie myśl, że ona może mówić prawdę. Jej pełne żalu oczy, których wcześniej nie spostrzegł skrywały za sobą ogromną ilość bólu jakiego sam w takiej ilości z pewnością nie doświadczył. - Wiem, że możesz mi nie uwierzyć na słowo, dlatego też pokażę Ci potęgę prawdy, ale nim to zrobię pozwól poznać mi twoje imię, a w zamian ofiaruję Ci swoje na dowód mej wdzięczności. 
  - Naraboshi Haru... - opowiedział szybko po czym ucałował jej dłoń jak przystało na dżentelmena - ...jestem panem tych ziem, oraz człowiekiem, który porwał Cie z twego zamku księżniczko, więc tym razem pozwól mi zwrócić tobie uwagę... Nie musisz być mi wdzięczna, czy też mi dziękować, ponieważ jak wcześniej wspomniałem porwałem Cie z twojego zamku jako moją nową własność.
  - Nawet jeżeli mnie porwałeś... - otarła łzy patrząc pewnie przed siebie - Nie mam Ci tego za złe... Jak wcześniej wspomniałeś jestem księżniczką, Jestem Sabishira Hanatsuki, pierwsza księżniczka rodziny królewskiej.
  - Hanatsuki...? - zapytał zaciekawiony.
  - Tak to moje imię. 
  - Jak to możliwe, że nic o tobie nie słyszałem? Przecież rodzina królewska wszystkich swoich dziedziców przedstawia zaraz po narodzinach, więc jak to możliwe, że ciebie pominięto? 
  - Jako, że uwolniłeś mnie z podziemi zamku w nagrodę odpowiem na twoje wszystkie pytania w odpowiednim czasie.
  - Jaką mam pewność, że to co wcześniej mówiłaś jest prawdą? - po tym pytaniu księżniczka weszła do sypialni, gdzie na tacy, na której przyniesiono Haru śniadanie leżał nóż. Zaniepokojony jej czynami bacznie ją obserwował, kiedy wróciła na balkon nim zdążył zareagować przecięła sobie kawałek skóry na dłoni z której natychmiast ulatywała krew. - Coś Ty zrobiła!? Na cholerę się ranisz!? - podniósł głos wyrywając jej narzędzie. Jej wyraz twarzy był skamieniały, jak by w ogóle nie odczuwała bólu, jednakże to nie było prawdą. Hanatsuki tyle razy próbowała popełnić samobójstwo, że taka mała ranna nie potrafi wywołać u niej zmiany mimiki twarz, ból jaki wcześniej odczuwała przy próbach samobójczych był wręcz nie do zniesienia, nieporównywalny z tą raną na dłoni... 
  - Chciałeś bym udowodniła swoją rację, też tak robię...
  - Jesteś głupia... - udarł kawałek materiału od cienkiej koszuli owijając jej dłoń, by nie traciła więcej krwi. Z niewiadomych przyczyn czuła się nieswojo, kiedy to robił. Miała wrażenie, że jej tyle razy przebite serce przyśpiesza, a przecież dopiero co go poznała, jednak nie tylko Ona tak to odczuwała. Naraboshi również wydawał się być podenerwowany owijając materiałem jej delikatną dłoń. - Opowiesz mi o tym znamieniu? - zadał kolejne pytanie.
  - Nie przypominam sobie bym Ci je pokazywała, ale skoro już o nim wiesz to nie ma rady... Niestety sama nie wiem za dużo na jego temat. Odkąd pamiętam to znamię towarzyszyło mi w podziemnych komatach. Czy mam je od urodzenia? Nie wiem. Każdy dzień mojego życia wyglądał tak samo w tych piekielnych, podziemnych komnatach. Ludzie którzy powinni mi służyć patrzyli na mnie zimnym wzrokiem tak, jak by sami chcieli mnie wykończyć. Nie wiem co im uczyniłam, że tak chłodno mnie traktowali, ale wierzę że nie robili tego bez powodu...
  - Jak długo przebywałaś w podziemnych komnatach królestwa? 
  - Tak jak mówiłam... Odkąd tylko pamiętam. Niebo, słońce, drzewa i wiele, wiele innych rzeczy znałam tylko z książek. Jednak dzięki temu, że mnie porwałeś z tego piekła mogę w końcu zobaczyć to własnymi oczyma. - wyciągnęła rękę tuż przed siebie tak, jak by chciała złapać powietrze w dłoń. Przez chwilę mogłoby się wydawać, że chce odlecieć, kiedy zawiał silny, letni wiatr bawiąc się jej długimi, pięknymi włosami. Ku jej zdziwieniu mężczyzna złapał ją mocno w tali obracając w swoją stronę tak, że wpadła prosto w jego ramiona, a jej głowa spoczęła na klatce piersiowej z której dochodziło głośne bicie serca. 
  - Nie pozwolę Ci odejść... ale też nie pozwolę byś cierpiała tak jak kiedyś, obiecuję. - ucałował delikatnie jej czoło uwalniając z uścisku po czym udał się do środka - Zaraz kogoś przyślę z suknią by pomógł ci się ubrać. Do tego czasu proszę nie opuszczaj tego pokoju. Niektórzy ludzie mogą być w szoku jeżeli Cie zobaczą.

Tak jak powiedział, tak zrobił. Po parunastu minutach czekania ktoś zapukał do drzwi pokoju, w którym siedziała na łóżku dziewczyna wpatrzona w pewien obraz wiszący naprzeciw mebla. Spokojnie zaprosiła do środka gościa, który trzymał w ręku piękną długą suknię. Owym gościem była starsza kobieta, która dowodziła tutejszymi służkami. Widząc Hanatsuki nawet bez jednego najmniejszego zadrapania była w szoku, ale mimo to powstrzymała się od licznych pytań które chciała zadać i wykonywała jak zawsze wzorowo swoje obowiązki. Po 15 minutach Czerwono-włosa była już ubrana. 
  - Wspaniale Panienka wygląda w tej sukni. Teraz Pani pozwoli, że zajmiemy się włosami i makijażem dla lepszego efektu. 
  - Co to makijaż? - zapytała. Służka była zdziwiona tym pytaniem, ale mimo to łagodnie odpowiedziała:
  - Makijaż jest ukrytą bronią kobiety przeciw mężczyzną. Kiedy kobieta ma go na sobie nigdy nie uroni łez. 
  - Nigdy...? 
  - Dokładnie. Kiedy uroni choć jedną łzę nawet delikatny makijaż się rozmaże, dlatego kiedy kobieta ma go na sobie dba o to by nigdy jej nie uronić. Wtedy staje się silniejsza. Dlatego pamiętaj moja Pani... Nie ważne, gdzie jesteś, co robisz i jak się czujesz. Kiedy masz na sobie makijaż nie wolno Ci ronić łez. 
  - Rozumiem, dziękuję eee...? Jak ci na imię? 
  - Proszę wybaczyć, że wcześniej się nie przedstawiłam jestem Matsuna Yumito i od dziś będę Pani służyć razem z tutejszymi służkami.
  - W takim razie dziękuję Yumito. Jestem naprawdę szczęśliwa, że tu jesteś. - uśmiechnęła się życzliwie na co służka odwzajemniła uśmiech. 

Międzyczasie w rezydencji Haru przedstawił pozostałym sługą pozycję Hanatsuki, która od dziś będzie ją obowiązywać. Zdziwieni ludzie mimo wszystko zaakceptowali decyzje swego pana wierząc, że mu się poszczęści. Bowiem Hanatsuki od dzisiaj jest panienką tego domu, którą mają traktować z należytym szacunkiem. W przeciwnym wypadku młody Panicz zobowiązał się ściąć głowę tym, którzy zrobią coś wbrew jego przekonaniom.

Tak też Hanatsuki zaczęła życie na nowo, ale na jak długo...?


No i nocia gotowa.
Zapraszam do komentowania ^^"  



























         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz